środa, 27 lutego 2013

Rozdział XXV


Steven spojrzał na mnie i zgłupiał. Dalej stał w tym samym miejscu i głupio wpatrywał się we mnie.
- Ale co ja zrobiłem? Przecież mówię prawdę. Widzisz nawet Slash się cieszy, że jest na łonie natury. – powiedział Adler i spojrzał na mnie. Jego uśmiechnięta gęba i burza blond loków doprowadzała mnie do szału. Spojrzałem na Slasha i lekko się uśmiechnąłem.
-Wiesz Popcorn, Slash ma wszystko w nosie bo śpi. – powiedziałem i sam przekręciłem się na drugą stronę i zamknąłem oczy. Steven spojrzał na mnie, potem na mojego brata i pokiwał głową z niedowierzaniem. Po czym rozejrzał się po okolicy i na jego twarzy pojawił się piękny uśmiech.
- Chłopaki zobaczcie tam jest basen. – krzyknął rozradowany i nie myśląc wiele pobiegł w stronę gdzie zobaczył basen. Już chciał do niego wskoczyć ale zatrzymał się w pół kroku.
- Eeeeeeeeeeeee… Nie napełniony i brudny. – powiedział ale zaraz wpadł na inny pomysł. Wrócił pędem do nas i zaczął się przyglądać chłopakom i Axlowi.
- Posłuchajcie a może zrobimy porządek z tym basenem? – zapytał Adler patrząc na wszystkich. Axl pokręcił głową niezadowolony z takiej formy spędzania wolnego czasu ale pozostali z chęcią przystali na pomysł Popcorna. Chłopaki z Motley oraz Duff i Steven poszli by zrobić porządek z basenem. Virginia poszła za chłopakami, by pokazać im gdzie są narzędzia i jak trzeba napełniać basen po czym wróciła do naszej babci, Kirsten i jej córeczki, Alicii oraz Axla.
- No to panowie posprzątają nam basen i go napełnią a ja mogę państwu pokazać pokoje. Tylko najpierw obudzę te dwie śpiące królewny.
- Saul, Reno obudźcie się. Idziemy do środka. W pokoju się położycie. – powiedziała Virginia i czekała, aż wstaniemy. Po jakimś czasie i owszem obudziliśmy się i poszliśmy do naszego pokoju. Tam nie myśląc wiele położyliśmy się spać i spaliśmy tak do obiadu. W tym samym czasie chłopaki, bez Axla i Izzy’ego, który uparł się, że będzie nas pilnował,  wyczyścili i napełnili basen. Oczywiście nie obyło się bez zabawy bo Adler nie byłby sobą gdyby czegoś nie zmalował. Gdy chłopcy czyścili basen Steven wpadł na pomysł by włączyć wodę. Oczywiście był święcie przekonany, że Duff lub któryś z chłopaków z Motley trzyma koniec węża. Niestety okazało się, że nikt go w tym czasie nie miał. Adler puścił wodę a końcówka węża pod dużym ciśnieniem zaczęła szaleć. Wszyscy, którzy znaleźli się w okolicy szalejącego węża byli mokrzy. Nikki, który był najbliżej był caluśki mokry, pozostali mieli albo spodnie albo podkoszulki mokre, a jedynym suchym członkiem ekipy sprzątającej był Steven. Chłopcy oczywiście zemścili się później na Popcornie wrzucając go w ubraniu do wody i szybko uciekli nie chcąc by Adler ich powrzucał. Gdy wszyscy wracali już do posiadłości wyglądali jak pożal się boże. Ubrania zdążyły im już wyschnąć jednak Adler był cały mokry. Gdy już wszyscy byli w posiadłości zadzwoniono na obiad. Chlopaki poszli się przebrać, nas dobudził Izzy i wszyscy gotowi zeszliśmy na dół. Virginia, nasza babcia, Alicia, Kirsten i jej córeczka były ubrane w sukienki, a niektórzy z nas we fraki. Oczywiście babcia Alicii wiedziała, że ani ja ani Saul dobrze w żadnym garniturze nie wyglądamy więc nam kazali ubrać się w jeansy i białe koszule. Izzy również poprosił by ominął go jakże nieprzyjemny dla niego zaszczyt ubrania się w garnitur, na co oczywiście Virginia się zgodziła. Gdy weszliśmy do jadalni po prostu nas zatkało. Długi stół był zastawiony różnymi kieliszkami, talerzami i półmiskami, a przy każdym nakryciu leżały co najmniej cztery pary różnych sztućców. Babcia Alicii miała z nas niezły ubaw widząc nasze miny. Ani ja, ani Saul nigdy wcześniej nie widzieliśmy tak zastawionych stołów i tylu różnych sztućców przy nakryciach. Izzy również czuł się nieswojo. Jedynie Duff i Axl z naszej piątki wiedzieli jak się w tym odnaleźć. Rose spojrzał na nas i się uśmiechnął.
- Widzicie chłopcy trzeba chodzić na bankiety to byście wiedzieli jaki zestaw sztućców jest do jakiej potrawy. – powiedział i pierwsze co zrobił po tym jak usiadł przy stole rozłożył sobie serwetkę na kolanach. My również uczyniliśmy to samo oczywiście najpierw odsuwając krzesła dziewczynom. Gdy już wszyscy siedzieli na swoich miejscach na salę jadalną weszli kelnerzy niosący talerze pełne zupy krem z leśnych grzybów z wkrojonym do tego jajkiem na twardo. Danie choć na początku wydało się dziwne było przepyszne. Jedząc przy stole panowała cisza. Atmosfera robiła się coraz bardziej nie zręczna. Wreszcie głos zabrała gospodyni.
- Wiem, że jesteście lekko onieśmieleni takim przyjęciem, jednak chciałam wam pokazać, że nie wszyscy w Anglii traktują was jak wyrzutków. Ja na przykład bardzo lubię muzykę jaką gracie i z chęcią usłyszałabym was na żywo. Wiem, że na razie nie jest to możliwe, bo wasi gitarzyści są dość poważnie kontuzjowani jednak wiem, że niedługo wrócicie do formy. A teraz dość tych sztywnych konwenansów. Opowiadajcie jak się poznaliście i jak to się stało, że Saul i Reno się do was przyłączyli. – zaproponowała Virginia i spojrzała po nas czekając na odpowiedź. Ja i Saul byliśmy zbyt zmieszani więc głos zabrał Axl. Opowiedział o naszym pierwszym spotkaniu i o tym jak to umawiał się z Saulem przez telefon. Powiedział również jak to się stało, że dostaliśmy kontrakt oraz jak poznaliśmy chłopaków z Motley. Virginia cały czas zadawała pytania by doprecyzować to i owo. Na końcu całej długiej historii uśmiechnęła się i spojrzała na nas.
- W takim razie to musiała być opatrzność, że zebraliście się w jednym miejscu oraz, że trafiliście w to samo miejsce. Wierzcie mi lub nie ale ja uważam, że nic na tym świecie nie dzieje się bez wyraźnej przyczyny. Mam nadzieję, że pod koniec pobytu będę mogła was usłyszeć. – powiedziała. W tym samym momencie wniesiono drugie danie. Byliśmy zaszokowani, że babcia Alicii pamiętała co lubimy. Na talerzach pojawiły się frytki oraz dwa devolay’e z serem i pieczarkami w środku. Jako surówkę podano kapustę pekińską z dodatkami. Reszta obiadu przebiegła już w bardzo przyjemnej atmosferze. Co chwilę ktoś się śmiał lub opowiadał śmieszne historie. Oczywiście Steven nie omieszkał opisać co się stało przy czyszczeniu basenu, a wtedy wszyscy parsknęliśmy śmiechem.

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział XXIV


Przez kolejne dwa dni nie ruszaliśmy się z łóżek.  Slash siedział przy mnie i patrzył na mój bark. Nie wiedział co ma powiedzieć więc oboje patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Gdy do pokoju weszła lekarka Saul spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Spokojnie, pański brat wyjdzie z tego, proszę mi wierzyć. Widziałam wyniki i wiem, że ręka się zregeneruje ale Reno będzie wykluczony z gry na co najmniej miesiąc. Niestety tyle czasu potrzebuje bark by się zregenerować. – powiedziała i spojrzała na mnie. Podeszła do łóżka i odwinęła opatrunek. Siniec się zmniejszał i z każdym dniem ból mijał jednak wiedziałem, że to jeszcze potrwa zanim się wezmę za gitarę i wrócę do gry.
- A teraz zostawię panów samych i pozwolę wejść do was rodzinie i przyjaciołom. – powiedziała i wyszła. Niedługo potem do pokoju weszła babcia z Alice i Axlem. Usiedli przy nas i zaczęli się nam przyglądać. Pierwszy ciszę przerwał Axl.
- Chłopaki macie tyle czasu ile chcecie by dojść do siebie. Nikki zgodził się by jego gitarzysta was zastępował na koncertach, jednak jak zagraliśmy z nim pierwszą próbę już wiedzieliśmy, że to nie będzie to. Mam nadzieję, że szybko dojdziecie do siebie. – powiedział i wyszedł. W pokoju została babcia i Alice.
- Kochani… - zaczęła babcia. - …nie wiedziałam, że ludzie są tak zawistni i tak bardzo nie podoba im się to, że ktoś osiągnął sukces. To co zrobili było niewybaczalne. Oczywiście z pomocą babci Alicii wnieśliśmy pozew przeciwko organizatorom koncertu. Ci, którzy są winni temu zdarzeniu odpowiedzą za to przed sądem. – powiedziała i uśmiechnęła się do nas ciepłym uśmiechem by nas pocieszyć.
- Babciu jesteś kochana. Nie możemy się już doczekać kiedy będziemy ci mogli pokazać nasz dom i Los Angeles. Mam oczywiście nadzieję, że pojedziesz z nami? – zapytał Saul i spojrzał na babcię z nadzieję w oczach.
- Oczywiście kochanie, pojadę z wami. Chcę zobaczyć jak moi wnukowie sobie radzą. Cieszę się, że was widzę. Tak bardzo za wami tęskniłam. Nawet nie wiecie jak było mi ciężko po tym  jak musieliście wyjechać. To było chyba najcięższy okres w moim życiu. Dopiero gdy babcia Alicii się do nas uśmiechnęła i zabrała nas do siebie wszystko się znów ułożyło.  – powiedziała i znów na nas spojrzała. Po czym do pokoju przyszli Duff z Izzy’im i spakowali nasze torby. Uśmiechnęli się tylko i wyszli. Po dość długiej chwili obaj wrócili i pomogli nam zejść do limuzyny, która miała nas zawieźć do posiadłości babci Alicii. Posiadłość nie było położona zbyt daleko. Być może tylko nam się tak wydawało, bo jak się później dowiedzieliśmy to pół drogi przespaliśmy ale nie było w tym nic dziwnego.  Obaj z bratem baliśmy się jak przyjmie nas babcia Alicii, w końcu nie widziała nas przez dość długo. Zastanawiałem się jak mieszka owa starsza pani i co powie na to, że zwaliliśmy się jej na głowę. Po chwili zajechaliśmy pod piękny i wielki dom. Posiadłość była utrzymana w stylu staro angielskim, z nisko przyciętymi żywopłotami i trawką mającą może z cztery centymetry. Gdy tylko zobaczyliśmy ten dom szczęki nam opadły. Był niesamowity. Stał z dala od miasta, a tereny, które go otaczały były ogromne. Alicia i nasza babcia zaczęły się z nas śmiać.
- Chłopcy… - zaczęła starsza pani. – Czyżbyście zapomnieli czego was uczyłam o dobrych manierach? Nie ogląda się czegoś z rozdziawioną buzią. Zamknijcie je proszę, bo wam mucha wleci. – powiedziała i w samochodzie rozniósł się śmiech nie tylko babci i Alicii ale i naszej managerki oraz jej córeczki. Wreszcie zajechaliśmy pod wielkie drzwi prowadzące do domu. Nasza babcia i Alicia zachowywały się normalnie, ale ja i Slash byliśmy bardzo mocno spięci. Z samochodu wysiedliśmy jako ostatni i specjalnie ustawiliśmy się na końcu by nie rzucać się w oczy. Nachyliłem się nad uchem brata i szepnąłem.
- Slash jak myślisz babcia Alicii nas rozpozna? – zapytałem cały sztywny. Saul tylko wzruszył ramionami na znak, że nie ma pojęcia, po czym spojrzał na wielkie drzwi. Wyszedł zza nich lokaj w czarnej liberii i wskazał żebyśmy poszli za nim. Ruszyliśmy więc rzędem. Axl, Kirsten i jej córeczka, nasza babcia, Alicia oraz członkowie Motley Crue czuli się dość swobodnie. Podczas gdy Izzy, Duff, Steven oraz nasza dwójka była kłębkami nerwów. Nie patrzyłem dokąd idziemy więc zdziwiłem się gdy stanęliśmy na rozległym tarasie. Na jednym z foteli siedziała starsza kobieta, która do złudzenia przypominała babcię Alicii. Gdy tylko stanęliśmy  przed nią odstawiła na stolik filiżankę z herbatą i zlustrowała nas wzrokiem po czym bez wahania podeszła do nas.
- Chłopcy jak wy wyrośliście i zmężnieliście, chyba ten przymusowy trochę pobyt w Stanach wam służy. – powiedziała i uśmiechnęła się do nas. Nie mogliśmy wydusić z siebie słowa. Staliśmy jak dwa słupy soli i głupio się uśmiechaliśmy. Babcia Alicii stała przed nami i z początku nie wiedziała co się dzieje. Dopiero po chwili zobaczyła nasze spięte mięśnie.
- Saul, Reno chyba się mnie nie boicie. Chłopcy przecież znamy się tyle czasu. Myślicie, że bym was nie poznała? – zapytała, a nam zrobiło się głupio.
- Nie, ależ skąd proszę pani. My się tylko zastanawialiśmy nad tym jak nas pani przyjmie. Oczywiście miło nam panią znów widzieć. – powiedział Saul, a ja kiwnąłem głową potakując bratu.
- No to już wiecie, a teraz siadajcie i przedstawcie mi swoich kolegów oraz te dwie kobiety co tu z wami przyjechały. – poprosiła Virginia, bo tak miała na imię babcia Alicii. Po czym wskazała nam miejsca przy niskim stoliku. Widać było, że Saul i ja byliśmy lekko zażenowani ale w końcu jakoś zacząłem przedstawiać naszych przyjaciół. Virginia często dopytywała o szczegóły by nic nie umknęło jej uwadze. Gdy prezentacja wreszcie dobiegła końca na taras wyniesiono różne rodzaje ciast, ciasteczek oraz pełen imbryk herbaty. Ucieszyłem się, że znów mogę poczuć ten aromat, który pamiętałem z dzieciństwa. Patrzyłem na wszystkich i lekko się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że wszystkim przyda się odpoczynek.
- Reno coś ty taki markotny dzisiaj. Przecież taki piękny mamy dzień. Zobacz ptaszki śpiewają, słoneczko świeci a ty siedzisz jak chmura gradowa. – powiedział Steven i po chwili ukazała się przede mną jego uśmiechnięta gęba.
- Adler to idź się cieszyć tym dniem gdzie indziej. – burknąłem i odwróciłem się na drugi bok. Fakt to był piękny dzień ale i ja i Slash byliśmy już bardzo zmęczeni.