Przez kolejne dwa
dni nie ruszaliśmy się z łóżek. Slash
siedział przy mnie i patrzył na mój bark. Nie wiedział co ma powiedzieć więc
oboje patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Gdy do pokoju weszła lekarka Saul
spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Spokojnie, pański brat wyjdzie z tego, proszę mi wierzyć. Widziałam wyniki i wiem, że ręka się zregeneruje ale Reno będzie wykluczony z gry na co najmniej miesiąc. Niestety tyle czasu potrzebuje bark by się zregenerować. – powiedziała i spojrzała na mnie. Podeszła do łóżka i odwinęła opatrunek. Siniec się zmniejszał i z każdym dniem ból mijał jednak wiedziałem, że to jeszcze potrwa zanim się wezmę za gitarę i wrócę do gry.
- A teraz zostawię panów samych i pozwolę wejść do was rodzinie i przyjaciołom. – powiedziała i wyszła. Niedługo potem do pokoju weszła babcia z Alice i Axlem. Usiedli przy nas i zaczęli się nam przyglądać. Pierwszy ciszę przerwał Axl.
- Chłopaki macie tyle czasu ile chcecie by dojść do siebie. Nikki zgodził się by jego gitarzysta was zastępował na koncertach, jednak jak zagraliśmy z nim pierwszą próbę już wiedzieliśmy, że to nie będzie to. Mam nadzieję, że szybko dojdziecie do siebie. – powiedział i wyszedł. W pokoju została babcia i Alice.
- Kochani… - zaczęła babcia. - …nie wiedziałam, że ludzie są tak zawistni i tak bardzo nie podoba im się to, że ktoś osiągnął sukces. To co zrobili było niewybaczalne. Oczywiście z pomocą babci Alicii wnieśliśmy pozew przeciwko organizatorom koncertu. Ci, którzy są winni temu zdarzeniu odpowiedzą za to przed sądem. – powiedziała i uśmiechnęła się do nas ciepłym uśmiechem by nas pocieszyć.
- Babciu jesteś kochana. Nie możemy się już doczekać kiedy będziemy ci mogli pokazać nasz dom i Los Angeles. Mam oczywiście nadzieję, że pojedziesz z nami? – zapytał Saul i spojrzał na babcię z nadzieję w oczach.
- Oczywiście kochanie, pojadę z wami. Chcę zobaczyć jak moi wnukowie sobie radzą. Cieszę się, że was widzę. Tak bardzo za wami tęskniłam. Nawet nie wiecie jak było mi ciężko po tym jak musieliście wyjechać. To było chyba najcięższy okres w moim życiu. Dopiero gdy babcia Alicii się do nas uśmiechnęła i zabrała nas do siebie wszystko się znów ułożyło. – powiedziała i znów na nas spojrzała. Po czym do pokoju przyszli Duff z Izzy’im i spakowali nasze torby. Uśmiechnęli się tylko i wyszli. Po dość długiej chwili obaj wrócili i pomogli nam zejść do limuzyny, która miała nas zawieźć do posiadłości babci Alicii. Posiadłość nie było położona zbyt daleko. Być może tylko nam się tak wydawało, bo jak się później dowiedzieliśmy to pół drogi przespaliśmy ale nie było w tym nic dziwnego. Obaj z bratem baliśmy się jak przyjmie nas babcia Alicii, w końcu nie widziała nas przez dość długo. Zastanawiałem się jak mieszka owa starsza pani i co powie na to, że zwaliliśmy się jej na głowę. Po chwili zajechaliśmy pod piękny i wielki dom. Posiadłość była utrzymana w stylu staro angielskim, z nisko przyciętymi żywopłotami i trawką mającą może z cztery centymetry. Gdy tylko zobaczyliśmy ten dom szczęki nam opadły. Był niesamowity. Stał z dala od miasta, a tereny, które go otaczały były ogromne. Alicia i nasza babcia zaczęły się z nas śmiać.
- Chłopcy… - zaczęła starsza pani. – Czyżbyście zapomnieli czego was uczyłam o dobrych manierach? Nie ogląda się czegoś z rozdziawioną buzią. Zamknijcie je proszę, bo wam mucha wleci. – powiedziała i w samochodzie rozniósł się śmiech nie tylko babci i Alicii ale i naszej managerki oraz jej córeczki. Wreszcie zajechaliśmy pod wielkie drzwi prowadzące do domu. Nasza babcia i Alicia zachowywały się normalnie, ale ja i Slash byliśmy bardzo mocno spięci. Z samochodu wysiedliśmy jako ostatni i specjalnie ustawiliśmy się na końcu by nie rzucać się w oczy. Nachyliłem się nad uchem brata i szepnąłem.
- Slash jak myślisz babcia Alicii nas rozpozna? – zapytałem cały sztywny. Saul tylko wzruszył ramionami na znak, że nie ma pojęcia, po czym spojrzał na wielkie drzwi. Wyszedł zza nich lokaj w czarnej liberii i wskazał żebyśmy poszli za nim. Ruszyliśmy więc rzędem. Axl, Kirsten i jej córeczka, nasza babcia, Alicia oraz członkowie Motley Crue czuli się dość swobodnie. Podczas gdy Izzy, Duff, Steven oraz nasza dwójka była kłębkami nerwów. Nie patrzyłem dokąd idziemy więc zdziwiłem się gdy stanęliśmy na rozległym tarasie. Na jednym z foteli siedziała starsza kobieta, która do złudzenia przypominała babcię Alicii. Gdy tylko stanęliśmy przed nią odstawiła na stolik filiżankę z herbatą i zlustrowała nas wzrokiem po czym bez wahania podeszła do nas.
- Chłopcy jak wy wyrośliście i zmężnieliście, chyba ten przymusowy trochę pobyt w Stanach wam służy. – powiedziała i uśmiechnęła się do nas. Nie mogliśmy wydusić z siebie słowa. Staliśmy jak dwa słupy soli i głupio się uśmiechaliśmy. Babcia Alicii stała przed nami i z początku nie wiedziała co się dzieje. Dopiero po chwili zobaczyła nasze spięte mięśnie.
- Saul, Reno chyba się mnie nie boicie. Chłopcy przecież znamy się tyle czasu. Myślicie, że bym was nie poznała? – zapytała, a nam zrobiło się głupio.
- Nie, ależ skąd proszę pani. My się tylko zastanawialiśmy nad tym jak nas pani przyjmie. Oczywiście miło nam panią znów widzieć. – powiedział Saul, a ja kiwnąłem głową potakując bratu.
- No to już wiecie, a teraz siadajcie i przedstawcie mi swoich kolegów oraz te dwie kobiety co tu z wami przyjechały. – poprosiła Virginia, bo tak miała na imię babcia Alicii. Po czym wskazała nam miejsca przy niskim stoliku. Widać było, że Saul i ja byliśmy lekko zażenowani ale w końcu jakoś zacząłem przedstawiać naszych przyjaciół. Virginia często dopytywała o szczegóły by nic nie umknęło jej uwadze. Gdy prezentacja wreszcie dobiegła końca na taras wyniesiono różne rodzaje ciast, ciasteczek oraz pełen imbryk herbaty. Ucieszyłem się, że znów mogę poczuć ten aromat, który pamiętałem z dzieciństwa. Patrzyłem na wszystkich i lekko się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że wszystkim przyda się odpoczynek.
- Reno coś ty taki markotny dzisiaj. Przecież taki piękny mamy dzień. Zobacz ptaszki śpiewają, słoneczko świeci a ty siedzisz jak chmura gradowa. – powiedział Steven i po chwili ukazała się przede mną jego uśmiechnięta gęba.
- Adler to idź się cieszyć tym dniem gdzie indziej. – burknąłem i odwróciłem się na drugi bok. Fakt to był piękny dzień ale i ja i Slash byliśmy już bardzo zmęczeni.
- Spokojnie, pański brat wyjdzie z tego, proszę mi wierzyć. Widziałam wyniki i wiem, że ręka się zregeneruje ale Reno będzie wykluczony z gry na co najmniej miesiąc. Niestety tyle czasu potrzebuje bark by się zregenerować. – powiedziała i spojrzała na mnie. Podeszła do łóżka i odwinęła opatrunek. Siniec się zmniejszał i z każdym dniem ból mijał jednak wiedziałem, że to jeszcze potrwa zanim się wezmę za gitarę i wrócę do gry.
- A teraz zostawię panów samych i pozwolę wejść do was rodzinie i przyjaciołom. – powiedziała i wyszła. Niedługo potem do pokoju weszła babcia z Alice i Axlem. Usiedli przy nas i zaczęli się nam przyglądać. Pierwszy ciszę przerwał Axl.
- Chłopaki macie tyle czasu ile chcecie by dojść do siebie. Nikki zgodził się by jego gitarzysta was zastępował na koncertach, jednak jak zagraliśmy z nim pierwszą próbę już wiedzieliśmy, że to nie będzie to. Mam nadzieję, że szybko dojdziecie do siebie. – powiedział i wyszedł. W pokoju została babcia i Alice.
- Kochani… - zaczęła babcia. - …nie wiedziałam, że ludzie są tak zawistni i tak bardzo nie podoba im się to, że ktoś osiągnął sukces. To co zrobili było niewybaczalne. Oczywiście z pomocą babci Alicii wnieśliśmy pozew przeciwko organizatorom koncertu. Ci, którzy są winni temu zdarzeniu odpowiedzą za to przed sądem. – powiedziała i uśmiechnęła się do nas ciepłym uśmiechem by nas pocieszyć.
- Babciu jesteś kochana. Nie możemy się już doczekać kiedy będziemy ci mogli pokazać nasz dom i Los Angeles. Mam oczywiście nadzieję, że pojedziesz z nami? – zapytał Saul i spojrzał na babcię z nadzieję w oczach.
- Oczywiście kochanie, pojadę z wami. Chcę zobaczyć jak moi wnukowie sobie radzą. Cieszę się, że was widzę. Tak bardzo za wami tęskniłam. Nawet nie wiecie jak było mi ciężko po tym jak musieliście wyjechać. To było chyba najcięższy okres w moim życiu. Dopiero gdy babcia Alicii się do nas uśmiechnęła i zabrała nas do siebie wszystko się znów ułożyło. – powiedziała i znów na nas spojrzała. Po czym do pokoju przyszli Duff z Izzy’im i spakowali nasze torby. Uśmiechnęli się tylko i wyszli. Po dość długiej chwili obaj wrócili i pomogli nam zejść do limuzyny, która miała nas zawieźć do posiadłości babci Alicii. Posiadłość nie było położona zbyt daleko. Być może tylko nam się tak wydawało, bo jak się później dowiedzieliśmy to pół drogi przespaliśmy ale nie było w tym nic dziwnego. Obaj z bratem baliśmy się jak przyjmie nas babcia Alicii, w końcu nie widziała nas przez dość długo. Zastanawiałem się jak mieszka owa starsza pani i co powie na to, że zwaliliśmy się jej na głowę. Po chwili zajechaliśmy pod piękny i wielki dom. Posiadłość była utrzymana w stylu staro angielskim, z nisko przyciętymi żywopłotami i trawką mającą może z cztery centymetry. Gdy tylko zobaczyliśmy ten dom szczęki nam opadły. Był niesamowity. Stał z dala od miasta, a tereny, które go otaczały były ogromne. Alicia i nasza babcia zaczęły się z nas śmiać.
- Chłopcy… - zaczęła starsza pani. – Czyżbyście zapomnieli czego was uczyłam o dobrych manierach? Nie ogląda się czegoś z rozdziawioną buzią. Zamknijcie je proszę, bo wam mucha wleci. – powiedziała i w samochodzie rozniósł się śmiech nie tylko babci i Alicii ale i naszej managerki oraz jej córeczki. Wreszcie zajechaliśmy pod wielkie drzwi prowadzące do domu. Nasza babcia i Alicia zachowywały się normalnie, ale ja i Slash byliśmy bardzo mocno spięci. Z samochodu wysiedliśmy jako ostatni i specjalnie ustawiliśmy się na końcu by nie rzucać się w oczy. Nachyliłem się nad uchem brata i szepnąłem.
- Slash jak myślisz babcia Alicii nas rozpozna? – zapytałem cały sztywny. Saul tylko wzruszył ramionami na znak, że nie ma pojęcia, po czym spojrzał na wielkie drzwi. Wyszedł zza nich lokaj w czarnej liberii i wskazał żebyśmy poszli za nim. Ruszyliśmy więc rzędem. Axl, Kirsten i jej córeczka, nasza babcia, Alicia oraz członkowie Motley Crue czuli się dość swobodnie. Podczas gdy Izzy, Duff, Steven oraz nasza dwójka była kłębkami nerwów. Nie patrzyłem dokąd idziemy więc zdziwiłem się gdy stanęliśmy na rozległym tarasie. Na jednym z foteli siedziała starsza kobieta, która do złudzenia przypominała babcię Alicii. Gdy tylko stanęliśmy przed nią odstawiła na stolik filiżankę z herbatą i zlustrowała nas wzrokiem po czym bez wahania podeszła do nas.
- Chłopcy jak wy wyrośliście i zmężnieliście, chyba ten przymusowy trochę pobyt w Stanach wam służy. – powiedziała i uśmiechnęła się do nas. Nie mogliśmy wydusić z siebie słowa. Staliśmy jak dwa słupy soli i głupio się uśmiechaliśmy. Babcia Alicii stała przed nami i z początku nie wiedziała co się dzieje. Dopiero po chwili zobaczyła nasze spięte mięśnie.
- Saul, Reno chyba się mnie nie boicie. Chłopcy przecież znamy się tyle czasu. Myślicie, że bym was nie poznała? – zapytała, a nam zrobiło się głupio.
- Nie, ależ skąd proszę pani. My się tylko zastanawialiśmy nad tym jak nas pani przyjmie. Oczywiście miło nam panią znów widzieć. – powiedział Saul, a ja kiwnąłem głową potakując bratu.
- No to już wiecie, a teraz siadajcie i przedstawcie mi swoich kolegów oraz te dwie kobiety co tu z wami przyjechały. – poprosiła Virginia, bo tak miała na imię babcia Alicii. Po czym wskazała nam miejsca przy niskim stoliku. Widać było, że Saul i ja byliśmy lekko zażenowani ale w końcu jakoś zacząłem przedstawiać naszych przyjaciół. Virginia często dopytywała o szczegóły by nic nie umknęło jej uwadze. Gdy prezentacja wreszcie dobiegła końca na taras wyniesiono różne rodzaje ciast, ciasteczek oraz pełen imbryk herbaty. Ucieszyłem się, że znów mogę poczuć ten aromat, który pamiętałem z dzieciństwa. Patrzyłem na wszystkich i lekko się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że wszystkim przyda się odpoczynek.
- Reno coś ty taki markotny dzisiaj. Przecież taki piękny mamy dzień. Zobacz ptaszki śpiewają, słoneczko świeci a ty siedzisz jak chmura gradowa. – powiedział Steven i po chwili ukazała się przede mną jego uśmiechnięta gęba.
- Adler to idź się cieszyć tym dniem gdzie indziej. – burknąłem i odwróciłem się na drugi bok. Fakt to był piękny dzień ale i ja i Slash byliśmy już bardzo zmęczeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz