środa, 27 lutego 2013

Rozdział XXV


Steven spojrzał na mnie i zgłupiał. Dalej stał w tym samym miejscu i głupio wpatrywał się we mnie.
- Ale co ja zrobiłem? Przecież mówię prawdę. Widzisz nawet Slash się cieszy, że jest na łonie natury. – powiedział Adler i spojrzał na mnie. Jego uśmiechnięta gęba i burza blond loków doprowadzała mnie do szału. Spojrzałem na Slasha i lekko się uśmiechnąłem.
-Wiesz Popcorn, Slash ma wszystko w nosie bo śpi. – powiedziałem i sam przekręciłem się na drugą stronę i zamknąłem oczy. Steven spojrzał na mnie, potem na mojego brata i pokiwał głową z niedowierzaniem. Po czym rozejrzał się po okolicy i na jego twarzy pojawił się piękny uśmiech.
- Chłopaki zobaczcie tam jest basen. – krzyknął rozradowany i nie myśląc wiele pobiegł w stronę gdzie zobaczył basen. Już chciał do niego wskoczyć ale zatrzymał się w pół kroku.
- Eeeeeeeeeeeee… Nie napełniony i brudny. – powiedział ale zaraz wpadł na inny pomysł. Wrócił pędem do nas i zaczął się przyglądać chłopakom i Axlowi.
- Posłuchajcie a może zrobimy porządek z tym basenem? – zapytał Adler patrząc na wszystkich. Axl pokręcił głową niezadowolony z takiej formy spędzania wolnego czasu ale pozostali z chęcią przystali na pomysł Popcorna. Chłopaki z Motley oraz Duff i Steven poszli by zrobić porządek z basenem. Virginia poszła za chłopakami, by pokazać im gdzie są narzędzia i jak trzeba napełniać basen po czym wróciła do naszej babci, Kirsten i jej córeczki, Alicii oraz Axla.
- No to panowie posprzątają nam basen i go napełnią a ja mogę państwu pokazać pokoje. Tylko najpierw obudzę te dwie śpiące królewny.
- Saul, Reno obudźcie się. Idziemy do środka. W pokoju się położycie. – powiedziała Virginia i czekała, aż wstaniemy. Po jakimś czasie i owszem obudziliśmy się i poszliśmy do naszego pokoju. Tam nie myśląc wiele położyliśmy się spać i spaliśmy tak do obiadu. W tym samym czasie chłopaki, bez Axla i Izzy’ego, który uparł się, że będzie nas pilnował,  wyczyścili i napełnili basen. Oczywiście nie obyło się bez zabawy bo Adler nie byłby sobą gdyby czegoś nie zmalował. Gdy chłopcy czyścili basen Steven wpadł na pomysł by włączyć wodę. Oczywiście był święcie przekonany, że Duff lub któryś z chłopaków z Motley trzyma koniec węża. Niestety okazało się, że nikt go w tym czasie nie miał. Adler puścił wodę a końcówka węża pod dużym ciśnieniem zaczęła szaleć. Wszyscy, którzy znaleźli się w okolicy szalejącego węża byli mokrzy. Nikki, który był najbliżej był caluśki mokry, pozostali mieli albo spodnie albo podkoszulki mokre, a jedynym suchym członkiem ekipy sprzątającej był Steven. Chłopcy oczywiście zemścili się później na Popcornie wrzucając go w ubraniu do wody i szybko uciekli nie chcąc by Adler ich powrzucał. Gdy wszyscy wracali już do posiadłości wyglądali jak pożal się boże. Ubrania zdążyły im już wyschnąć jednak Adler był cały mokry. Gdy już wszyscy byli w posiadłości zadzwoniono na obiad. Chlopaki poszli się przebrać, nas dobudził Izzy i wszyscy gotowi zeszliśmy na dół. Virginia, nasza babcia, Alicia, Kirsten i jej córeczka były ubrane w sukienki, a niektórzy z nas we fraki. Oczywiście babcia Alicii wiedziała, że ani ja ani Saul dobrze w żadnym garniturze nie wyglądamy więc nam kazali ubrać się w jeansy i białe koszule. Izzy również poprosił by ominął go jakże nieprzyjemny dla niego zaszczyt ubrania się w garnitur, na co oczywiście Virginia się zgodziła. Gdy weszliśmy do jadalni po prostu nas zatkało. Długi stół był zastawiony różnymi kieliszkami, talerzami i półmiskami, a przy każdym nakryciu leżały co najmniej cztery pary różnych sztućców. Babcia Alicii miała z nas niezły ubaw widząc nasze miny. Ani ja, ani Saul nigdy wcześniej nie widzieliśmy tak zastawionych stołów i tylu różnych sztućców przy nakryciach. Izzy również czuł się nieswojo. Jedynie Duff i Axl z naszej piątki wiedzieli jak się w tym odnaleźć. Rose spojrzał na nas i się uśmiechnął.
- Widzicie chłopcy trzeba chodzić na bankiety to byście wiedzieli jaki zestaw sztućców jest do jakiej potrawy. – powiedział i pierwsze co zrobił po tym jak usiadł przy stole rozłożył sobie serwetkę na kolanach. My również uczyniliśmy to samo oczywiście najpierw odsuwając krzesła dziewczynom. Gdy już wszyscy siedzieli na swoich miejscach na salę jadalną weszli kelnerzy niosący talerze pełne zupy krem z leśnych grzybów z wkrojonym do tego jajkiem na twardo. Danie choć na początku wydało się dziwne było przepyszne. Jedząc przy stole panowała cisza. Atmosfera robiła się coraz bardziej nie zręczna. Wreszcie głos zabrała gospodyni.
- Wiem, że jesteście lekko onieśmieleni takim przyjęciem, jednak chciałam wam pokazać, że nie wszyscy w Anglii traktują was jak wyrzutków. Ja na przykład bardzo lubię muzykę jaką gracie i z chęcią usłyszałabym was na żywo. Wiem, że na razie nie jest to możliwe, bo wasi gitarzyści są dość poważnie kontuzjowani jednak wiem, że niedługo wrócicie do formy. A teraz dość tych sztywnych konwenansów. Opowiadajcie jak się poznaliście i jak to się stało, że Saul i Reno się do was przyłączyli. – zaproponowała Virginia i spojrzała po nas czekając na odpowiedź. Ja i Saul byliśmy zbyt zmieszani więc głos zabrał Axl. Opowiedział o naszym pierwszym spotkaniu i o tym jak to umawiał się z Saulem przez telefon. Powiedział również jak to się stało, że dostaliśmy kontrakt oraz jak poznaliśmy chłopaków z Motley. Virginia cały czas zadawała pytania by doprecyzować to i owo. Na końcu całej długiej historii uśmiechnęła się i spojrzała na nas.
- W takim razie to musiała być opatrzność, że zebraliście się w jednym miejscu oraz, że trafiliście w to samo miejsce. Wierzcie mi lub nie ale ja uważam, że nic na tym świecie nie dzieje się bez wyraźnej przyczyny. Mam nadzieję, że pod koniec pobytu będę mogła was usłyszeć. – powiedziała. W tym samym momencie wniesiono drugie danie. Byliśmy zaszokowani, że babcia Alicii pamiętała co lubimy. Na talerzach pojawiły się frytki oraz dwa devolay’e z serem i pieczarkami w środku. Jako surówkę podano kapustę pekińską z dodatkami. Reszta obiadu przebiegła już w bardzo przyjemnej atmosferze. Co chwilę ktoś się śmiał lub opowiadał śmieszne historie. Oczywiście Steven nie omieszkał opisać co się stało przy czyszczeniu basenu, a wtedy wszyscy parsknęliśmy śmiechem.

sobota, 23 lutego 2013

Rozdział XXIV


Przez kolejne dwa dni nie ruszaliśmy się z łóżek.  Slash siedział przy mnie i patrzył na mój bark. Nie wiedział co ma powiedzieć więc oboje patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Gdy do pokoju weszła lekarka Saul spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Spokojnie, pański brat wyjdzie z tego, proszę mi wierzyć. Widziałam wyniki i wiem, że ręka się zregeneruje ale Reno będzie wykluczony z gry na co najmniej miesiąc. Niestety tyle czasu potrzebuje bark by się zregenerować. – powiedziała i spojrzała na mnie. Podeszła do łóżka i odwinęła opatrunek. Siniec się zmniejszał i z każdym dniem ból mijał jednak wiedziałem, że to jeszcze potrwa zanim się wezmę za gitarę i wrócę do gry.
- A teraz zostawię panów samych i pozwolę wejść do was rodzinie i przyjaciołom. – powiedziała i wyszła. Niedługo potem do pokoju weszła babcia z Alice i Axlem. Usiedli przy nas i zaczęli się nam przyglądać. Pierwszy ciszę przerwał Axl.
- Chłopaki macie tyle czasu ile chcecie by dojść do siebie. Nikki zgodził się by jego gitarzysta was zastępował na koncertach, jednak jak zagraliśmy z nim pierwszą próbę już wiedzieliśmy, że to nie będzie to. Mam nadzieję, że szybko dojdziecie do siebie. – powiedział i wyszedł. W pokoju została babcia i Alice.
- Kochani… - zaczęła babcia. - …nie wiedziałam, że ludzie są tak zawistni i tak bardzo nie podoba im się to, że ktoś osiągnął sukces. To co zrobili było niewybaczalne. Oczywiście z pomocą babci Alicii wnieśliśmy pozew przeciwko organizatorom koncertu. Ci, którzy są winni temu zdarzeniu odpowiedzą za to przed sądem. – powiedziała i uśmiechnęła się do nas ciepłym uśmiechem by nas pocieszyć.
- Babciu jesteś kochana. Nie możemy się już doczekać kiedy będziemy ci mogli pokazać nasz dom i Los Angeles. Mam oczywiście nadzieję, że pojedziesz z nami? – zapytał Saul i spojrzał na babcię z nadzieję w oczach.
- Oczywiście kochanie, pojadę z wami. Chcę zobaczyć jak moi wnukowie sobie radzą. Cieszę się, że was widzę. Tak bardzo za wami tęskniłam. Nawet nie wiecie jak było mi ciężko po tym  jak musieliście wyjechać. To było chyba najcięższy okres w moim życiu. Dopiero gdy babcia Alicii się do nas uśmiechnęła i zabrała nas do siebie wszystko się znów ułożyło.  – powiedziała i znów na nas spojrzała. Po czym do pokoju przyszli Duff z Izzy’im i spakowali nasze torby. Uśmiechnęli się tylko i wyszli. Po dość długiej chwili obaj wrócili i pomogli nam zejść do limuzyny, która miała nas zawieźć do posiadłości babci Alicii. Posiadłość nie było położona zbyt daleko. Być może tylko nam się tak wydawało, bo jak się później dowiedzieliśmy to pół drogi przespaliśmy ale nie było w tym nic dziwnego.  Obaj z bratem baliśmy się jak przyjmie nas babcia Alicii, w końcu nie widziała nas przez dość długo. Zastanawiałem się jak mieszka owa starsza pani i co powie na to, że zwaliliśmy się jej na głowę. Po chwili zajechaliśmy pod piękny i wielki dom. Posiadłość była utrzymana w stylu staro angielskim, z nisko przyciętymi żywopłotami i trawką mającą może z cztery centymetry. Gdy tylko zobaczyliśmy ten dom szczęki nam opadły. Był niesamowity. Stał z dala od miasta, a tereny, które go otaczały były ogromne. Alicia i nasza babcia zaczęły się z nas śmiać.
- Chłopcy… - zaczęła starsza pani. – Czyżbyście zapomnieli czego was uczyłam o dobrych manierach? Nie ogląda się czegoś z rozdziawioną buzią. Zamknijcie je proszę, bo wam mucha wleci. – powiedziała i w samochodzie rozniósł się śmiech nie tylko babci i Alicii ale i naszej managerki oraz jej córeczki. Wreszcie zajechaliśmy pod wielkie drzwi prowadzące do domu. Nasza babcia i Alicia zachowywały się normalnie, ale ja i Slash byliśmy bardzo mocno spięci. Z samochodu wysiedliśmy jako ostatni i specjalnie ustawiliśmy się na końcu by nie rzucać się w oczy. Nachyliłem się nad uchem brata i szepnąłem.
- Slash jak myślisz babcia Alicii nas rozpozna? – zapytałem cały sztywny. Saul tylko wzruszył ramionami na znak, że nie ma pojęcia, po czym spojrzał na wielkie drzwi. Wyszedł zza nich lokaj w czarnej liberii i wskazał żebyśmy poszli za nim. Ruszyliśmy więc rzędem. Axl, Kirsten i jej córeczka, nasza babcia, Alicia oraz członkowie Motley Crue czuli się dość swobodnie. Podczas gdy Izzy, Duff, Steven oraz nasza dwójka była kłębkami nerwów. Nie patrzyłem dokąd idziemy więc zdziwiłem się gdy stanęliśmy na rozległym tarasie. Na jednym z foteli siedziała starsza kobieta, która do złudzenia przypominała babcię Alicii. Gdy tylko stanęliśmy  przed nią odstawiła na stolik filiżankę z herbatą i zlustrowała nas wzrokiem po czym bez wahania podeszła do nas.
- Chłopcy jak wy wyrośliście i zmężnieliście, chyba ten przymusowy trochę pobyt w Stanach wam służy. – powiedziała i uśmiechnęła się do nas. Nie mogliśmy wydusić z siebie słowa. Staliśmy jak dwa słupy soli i głupio się uśmiechaliśmy. Babcia Alicii stała przed nami i z początku nie wiedziała co się dzieje. Dopiero po chwili zobaczyła nasze spięte mięśnie.
- Saul, Reno chyba się mnie nie boicie. Chłopcy przecież znamy się tyle czasu. Myślicie, że bym was nie poznała? – zapytała, a nam zrobiło się głupio.
- Nie, ależ skąd proszę pani. My się tylko zastanawialiśmy nad tym jak nas pani przyjmie. Oczywiście miło nam panią znów widzieć. – powiedział Saul, a ja kiwnąłem głową potakując bratu.
- No to już wiecie, a teraz siadajcie i przedstawcie mi swoich kolegów oraz te dwie kobiety co tu z wami przyjechały. – poprosiła Virginia, bo tak miała na imię babcia Alicii. Po czym wskazała nam miejsca przy niskim stoliku. Widać było, że Saul i ja byliśmy lekko zażenowani ale w końcu jakoś zacząłem przedstawiać naszych przyjaciół. Virginia często dopytywała o szczegóły by nic nie umknęło jej uwadze. Gdy prezentacja wreszcie dobiegła końca na taras wyniesiono różne rodzaje ciast, ciasteczek oraz pełen imbryk herbaty. Ucieszyłem się, że znów mogę poczuć ten aromat, który pamiętałem z dzieciństwa. Patrzyłem na wszystkich i lekko się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że wszystkim przyda się odpoczynek.
- Reno coś ty taki markotny dzisiaj. Przecież taki piękny mamy dzień. Zobacz ptaszki śpiewają, słoneczko świeci a ty siedzisz jak chmura gradowa. – powiedział Steven i po chwili ukazała się przede mną jego uśmiechnięta gęba.
- Adler to idź się cieszyć tym dniem gdzie indziej. – burknąłem i odwróciłem się na drugi bok. Fakt to był piękny dzień ale i ja i Slash byliśmy już bardzo zmęczeni.

sobota, 13 października 2012

Rozdział XXIII



Rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi, a potem pokazała się w nich ruda głowa Axla.
- Chłopaki wiem, że dawno nie widzieliście swojej babci i zapewne macie sobie wiele do powiedzenia ale muszę to przerwać. Widzicie za pięć minut mamy próbę i chciałbym byście tam byli. Oczywiście jeśli panie zechcą również mogą nas posłuchać. – powiedział Axl, a nasza babcia spojrzała na niego zdziwiona.
- Przepraszam pana, a kim pan jest, że im każe przerywać spotkanie rodzinne? – zapytała i spojrzała dość ostro na Axla. Stanęliśmy jak wryci i nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. Nie znaliśmy naszej babci od tej strony, a jeszcze większe zdziwienie malowało się na twarzy rudego.
- Proszę mi wybaczyć. Jestem William Axl Rose i jestem wokalistą w zespole, w którym grają pani wnukowie. Pewnie już się pani nasłuchała jaki to jestem niedobry i porywczy ale tak naprawdę to tylko maska, którą przybieram będąc na scenie. W rzeczywistości jestem inny. – powiedział, a my wybuchliśmy śmiechem. Rose zmierzył nas zabójczym spojrzeniem ale jakoś nas to nie powstrzymało.
- Dobrze chłopaki chodźmy już bo nasza kochana ruda wiewióra zacznie się pieklić, a tego przecież nie chcemy. – powiedział Izzy z trudem się powstrzymując od śmiechu. Nasza babcia i Alicia oczywiście poszły z nami. Podjechaliśmy pod budynek klubu i zajechaliśmy tam od tyłu. Gmach był ogromny a scena budziła moje obawy. Widziałem, że Slash też nie czuł się pewnie na tych deskach. Jednak gdy zaczęliśmy grać wszystko minęło. Mijały kolejne godziny i wreszcie skoczyliśmy próbę. Okazało się, że do występu mamy jeszcze godzinę więc z chęcią poszliśmy do naszej garderoby. Byłem szczęśliwy mogąc być w towarzystwie brata oraz babci i Alicii. Jednak wiedziałem, że szczęście nie potrwa za długo. Niestety za kilka dni mieliśmy wyjeżdżać, a ja nie chciałem zostawiać tu jedynej tak bliskiej nam obu osoby. Tym czasem nasza babcia jak się okazało znalazła wspólny język z naszą manager i jej córeczką. Zaczęły plotkować o wszystkim poczynając od nas a kończąc na tym jak ciężko jest być jedyną kobietą wśród samych mężczyzn.
- Kirsten… – powiedziała nagle nasza babcia. – Mam dla was propozycję nie do odrzucenia. Widzisz chciałabym spędzić dzień z moimi wnukami i ich przyjaciółmi. Mam więc propozycję dla was byście po ostatnim koncercie zostali na jakieś dwa no może trzy dni w Londynie. Zapraszam was wszystkich do posiadłości babci Alicii. Posiedzimy tam i bliżej się poznamy. Co ty na to?[/b] – zapytała, a mi i Saulowi serce podeszło do gardła. Nie wiedzieliśmy jaki mamy plan koncertów i czy to w ogóle jest możliwe.
- Maiu uważam, że to świetny pomysł. Chłopcy odpoczną trochę a ja załatwię byście mogły z nami pojechać w dalszą część ich trasy. O ile oczywiście tego chcecie. – powiedziała nasza manager a nam aż mowę odjęło.
- Jako pierwszy odezwał się Duff. Dziękujemy pani za zaproszenie i chętnie z niego skorzystamy. Mam nadzieję, że nie będziemy dla was ciężarem. – powiedział blondyn i wszyscy wybuchnę li śmiechem. Tak minęło jeszcze pięć minut i do drzwi zapukał inspicjent  i zapytał o dziwo o chłopaków z Motley. Wyszli a my mieliśmy jeszcze trochę czasu na to by pogadać. Parę minut przed naszym wyjściem na scenę pani doktor, która była z nami dała mi silną blokadę do ramienia tak bym mógł grać. Gdy chłopaki z Motley zeszli ze sceny tłum zaczął buczeć. Nie rozumieliśmy co się dzieje. Weszliśmy na scenę i zaczęliśmy grać. Axl jak i my dawaliśmy z siebie dosłownie wszystko. Jednak tłum dalej reagował na nas wrogo. Gdzieś w połowie występu dostałem w bark kamieniem. Nie wiedziałem co się dzieje jednak poczułem bardzo silny ból. Przerwałem grę a Axl zmierzył mnie prawie morderczym wzrokiem. Dojechał jednak do końca piosenki, spojrzał na tłum i powiedział.
- Wiecie co przyjechaliśmy tu by pokazać wam jak należy się bawić. Wy jednak wolicie rzucać kamieniami i gwizdać na każdą naszą piosenkę. Radzę wam uspokójcie się albo my zejdziemy ze sceny. – powiedział wściekły Rose i spojrzał na mnie i brata.
- Reno jesteś w stanie grać czy musisz zejść? – zapytał troskliwie Saul pomagając mi wstać. Na moim ramieniu wdniał wielki siniec, a koło mojej nogi leżał kamień z przyczepioną do niego kartką. To co było tam napisane przeraziło zarówno mnie jak i brata. Rose podszedł do nas, wyciągnął kawałek papieru ze zmartwiałych rąk Slasha i przeczytał na głos.
- Pamiętamy o was śmiecie i brudasy. Czeka was zasłużona kara jeśli zagracie jeszcze choć jeden numer. To było tylko ostrzeżenie. – zaczął Axl, a potem dodał. – Bracia Hudson są niewinni i niestety na wasze nieszczęście zagramy jeszcze co najmniej osiem utworów. Jednak każdy kolejny incydent skutkuje naszym natychmiastowym zejściem ze sceny. – powiedział Rose i spojrzał na mnie z niepokojem. Trzymałem się na nogach i założyłem sobie gitarę na obolały bark. Kiwnąłem głową, że jestem gotowy i znów zaczęliśmy grać. Nie minęło pięć minut gdy na scenę posypały się nie tylko kamienie ale i noże, dwa z nich trafiły w rękę Saula a ja by zasłonić brata oberwałem trzema kamieniami i dwoma nożami, z których jeden wbił mi się w kolano a drugi w uszkodzoną rękę. Rose zatrząsł się ze wściekłości i rzucił mikrofonem o parkiet. Ochrona klubu pomogła nam bezpiecznie opuścić scenę a gdy nasza managerka zobaczyła co się stało zbladła.
- Co się stało? – pytała widząc wkurzonego Rose’a. Jednak ten nic nie powiedział tylko przeszedł obok niej idąc do naszej garderoby.
- Pani doktor będą gotowi by jutro grać? – zapytał i patrzył na młodą lekarkę, która była tak samo zmartwiona jak on.
- Przykro mi ale nie wiem czy młodszy z braci Hudson będzie mógł grać jego ręka jest w opłakanym stanie. A wie pan pewnie, że starszy z braci bez młodszego się nie ruszy. – powiedziała i spojrzała na Rose’a. Axl pokiwał głową po czym wyszedł z garderoby. Poszedł do Kirsten, Maii, Alicii oraz reszty chłopaków, którzy czekali w barze zainstalowanym na tyłach sceny.
- Kirsten nie chciałem tego mówić ale musimy odwołać co najmniej dwa koncerty. Ręka Reno znów ucierpiała a Saul bez niego się nie ruszy. – powiedział, a potem spojrzał na Nikkiego. – Jeśli macie tyle utworów i będziecie mieli tyle siły możecie dać trzy godzinny koncert. – powiedział i spuścił głowę.
- A możemy do nich wejść? – zapytała Maia i spojrzała na Axla.
- Tak sądzę, że możecie. – powiedział i zamówił sobie jakiegoś drinka. Siedział nad nim tak długo dopóki nie podszedł do niego jakiś starszy mężczyzna.
- Przepraszam czy pan to Axl Rose, szukam go bo chcę z nim rozmawiać. – powiedział i spojrzał na rudego.
- Tak to ja a o co chodzi. Widzi pan mieliśmy zakontraktowany… – nie zdążył dokończyć gdy przed Axlem pojawiła się Kirsten.
- Panie Stone myśli pan, że zespół będzie w stanie grać? Dwóch gitarzystów prowadzących jest rannych. Jeden z nich na pewno nie zagra na co najmniej dwóch koncertach. Myśli pan, że to dla nas łatwe? – zapytała i spojrzała na mężczyznę.
- Proszę pani wiem, że to nie jest łatwe ale może ten drugi zespół będzie w stanie jeszcze coś zagrać bądź któryś z gitarzystów zna partie tych dwóch rannych? – zapytał z nadzieją. Tego jednak nie wytrzymał Nikki.
- Proszę pana nasi koledzy są ranni i to przez to, że publika zaczęła w nich rzucać nożami proszę mi wybaczyć ale ja nie chcę narażać swoich ludzi ani skazywać na cierpienie któregoś z naszych przyjaciół więc teraz niech pan tam wyjdzie i powie, że koncert skończony. – powiedział i usiadł koło Axla. W tym czasie ocknąłem się i spojrzałem na babcię, Alicię, Saula i panią doktor.
- Ja chcę dokończyć ten koncert. – powiedziałem i spojrzałem na nich błagalnym wzrokiem ale widząc rannego brata zrozumiałem, że to nie możliwe. Po półgodzinie odwieziono nas do hotelu i położyliśmy się spać.

środa, 3 października 2012

Rozdział XXII



Babcia tuliła nas do siebie a reszta ekipy się tylko przyglądała. Nie powiedzieli nic nawet kiedy podeszła do nas Alicia.
- Babciu już dobrze jesteśmy tutaj i nie musisz się o nas bać. Jakoś sobie ułożyliśmy nasze życie na uchodźctwie. Wiem, że powinniśmy być przy tobie ale chyba rozumiesz, że to na dłuższą metę by się nie sprawdziło i prędzej czy później któryś z nas by ucierpiał. Ale teraz będziemy tutaj przez te parę dni choć razem, a potem pomyślimy, może prowadzimy ciebie do Stanów oczywiście z całym dobytkiem. – powiedział Saul i mocno objął starszą kobietę. Ja czekałem na swoją kolej i kiedy nadeszła przykucnąłem i długo, bez słowa wpatrywałem się w jej oczy.
- Ty też się nic nie zmieniłaś babciu. – powiedziałem i ze łzami w oczach wytlałem się w jej ramiona. W tym samym czasie Saul podszedł do Alicii.
- Wiem, że zostawiliśmy cię razem z naszą babcią i podejrzewam, że ułożyłaś sobie już życie jednak wiedz, że zawsze będziesz naszą przyjaciółką i jeśli jeszcze kiedyś przyjedziemy do Anglii będziemy mieli dla ciebie szczególne względy. Na koncercie jesteście naszymi specjalnymi gośćmi i chciałbym byście obydwie pyłu z nami podczas tych kilku występów w Anglii. – powiedział a potem odwrócił się do chłopaków z groźną miną.
- Nikt z was nie ma prawa tknąć tej dziewczyny, zrozumiano? – zapytał a cała ósemka pokiwała twierdząco głową. Saul podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
- Już dobrze bracie. – powiedział, a potem spojrzał na Kirsten. – Powiedz nam, że nie musimy się dziś pojawiać na żadnych wywiadach. Chcielibyśmy choć trochę czasu spędzić z dwoma osobami, które są jak do tej pory najważniejsze w naszym życiu.
- Chłopcy rozumiem i dziś macie wolne do osiemnastej. Wiecie musimy później zrobić próbę w klubie a potem macie występ. Więc jeśli chcecie możecie się zakwaterować w pokojach i macie spokój. Ja też musze pozałatwiać parę spraw, Axl pojedziesz ze mną. – powiedziała i wsiadła do drugiego samochodu, który właśnie wjechał na płytę lotniska. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Wsiedliśmy więc do czekającej na nas limuzyny i pojechaliśmy do hotelu.
- Babciu to są nasi nowi koledzy. Tacy sami wariaci jak my więc mam nadzieję, że i ty ich polubisz. Może sami powiecie coś o sobie chłopaki? – zaproponowałem i spojrzałem na Izzy’ego.
- No dobrze. Nie wiem co tak naprawdę o sobie powiedzieć. Może zacznę od tego, że mam ja imię Jeff Isbell ale wszyscy mówią do mnie Izzy Stardlin. Pochodzę z Lafayette, tak samo jak ten rudzielec, który pojechał z naszą managerską i jej córeczką. Gram na gitarze rytmicznej w tym zespole. – powiedział a potem dodał. – Bardzo mi miło panią poznać. – po czym wziął rękę naszej babci i ją pocałował jak prawdziwy gentelman. Zanim nasza babcia zdążyła cokolwiek powiedzieć do odpowiedzi wyrwał się Steven.
- A ja jestem Steven Adler, jako pierwszy poznałem pani wnuków. To spoko chłopaki choć czasem za bardzo wycofani. Pochodzę z Los Angeles, gdzie moi rodzice prowadzą hotel, w którym zatrzymali się pan wnukowie. W zespole robię największy hałas bo walę w gary i jestem największym wesołkiem z ich wszystkich. Miło panią poznać. – powiedział i zamiast zrobić to samo co Izzy zaczął machać ręką naszej babci tak energicznie, że w końcu musieliśmy go powstrzymać.
- Mi również jest bardzo miło poznać zarówno ciebie Izzy jak i ciebie Steven. Widać, że jesteście dość wybuchową mieszanką charakterów i pochodzicie z różnych części Stanów Zjednoczonych. Mam tylko jedną prośbę. Z tego względu, że nie jestem już młódką proszę nie witajcie się ze mną tak spontanicznie  jak uczynił to wasz kolego Steven. A teraz słucham dalszych prezentacji. – powiedziała nasza babcia i gdy tylko skończyła wszyscy parsknęliśmy śmiechem, a Steven się lekko zmieszał.
- Przepraszam. -  wybąkał lecz zaraz wrócił mu dobry nastrój widząc, że nasza babcia nie jest na niego zła.
- To i ja powiem parę słów o sobie. Jestem Michael Mckagan, jednak nikt w zespole nie zwraca się do mnie po imieniu tylko używają mojej ksywki jaką jest Duff. Pochodzę z Indiany i tam się wychowałem. Potem przyjechałem do Los Angeles i tak poznałem pani wnuków. Gran na gitarze basowej. To chyba tyle. No i oczywiście bardzo miło mi panią poznać. – powiedział Duff i uścisnął rękę naszej babci. Oczywiście nie tak jak się zawsze witał z nami. Tym razem zrobił to bardzo delikatnie. Nasza babcia popatrzyła na wielkiego blondyna i uśmiechnęła się  do niego.
- Mi również miło ciebie poznać Duff. – powiedziała i spojrzała na chłopaków z Motley Crue. – A panowie skąd znają moich wnuków, bo jak wnioskuję nie są panowie z ich zespołu. – dodała i czekała na wyjaśnienia przebiegając po nich wzrokiem.
- Mam pani rację. – powiedział Nikki by po chwili kontynuować. – Jesteśmy innym zespołem i mamy wspólną trasę z pani wnukami. Poznaliśmy się na pewnej imprezie w klubie Rainbow w Los Angeles. Mam nadzieję, że pozwoli pani, że sam dokonam prezentacji chłopaków. – dodał Nikki i czekał wyraźnie na zgodę naszej babci.
- Oczywiście proszę pana. – powiedziała starsza kobieta i zwróciła swój wzrok na Nikkiego.
- No to ja może zacznę od przedstawienia chłopaków a potem powiem coś o sobie. Ten mocno wytatuowany blondyn to nasz wokalista. Pochodzi z Kalifornii a dokładnie z Hollywood. Następnie mamy naszego gitarzystę. Pochodzi on z Terre Haute w Indianie, a jego właściwe imię i nazwisko brzmi Robert Alan Deal. Jednak nikt do niego tak nie mówi. Wszyscy mówimy do niego Mick ponieważ takie imię przyjął wstępując do zespołu, a na nazwisko ma Mars. Kolejny czarnowłosy mężczyzna  o trochę egzotycznej urodzie to nasz perkusista Tommy Lee. On natomiast jako pochodzi z Grecji a urodził się w Atenach. To moi koledzy z zespołu. Ja mam na imię Frank Carlton Serafino Ferrana, choć nikt tak do mnie nie mówi. Moi koledzy jak i pani wnukowie zwracają się do mnie Nikki Sixx. Urodziłem się w San Jose i w zespole gram na gitarze basowej. Również bardzo miło nam panią poznać. – powiedział Nikki kończąc tą prezentacje potem każdy z chłopaków przywitał się z naszą babcią przez uściśnięcie ręki.
- Mnie również miło poznać panów. Jak już wiecie jestem babcią tych oto dwóch urwisów, mam na imię Maia a na nazwisko Hudson. Cieszę się, że dane mi było panów poznać. Mam nadzieję, ze przed występem spotkam jeszcze waszego wokalistę, znaczy tego Axla, czy jak mu tam. Jak już wiecie mieszkam w Anglii i tu się też urodziłam. To chyba tyle o mnie. – powiedziała i spojrzała na Alicię, która siedziała między mną a Saulem.
- Mi również miło poznać wszystkich pamów. Mam na imię Alicia Thyme. Również urodziłam się w Anglii i miałam okazję poznać Saula i Reno jeszcze w szkole, do której chodziliśmy razem. Potem to ja ich ocaliłam przez linczem. I to chyba wszystko. – powiedziała dziewczyna gdy już dojechaliśmy do hotelu. Oczywiście jak zwykle fani w jakiś cudowny sposób wiedzieli gdzie mamy mieszkać i znów ciężko było nam się przebić do drzwi wejściowych i gdy już to zrobiliśmy ochrona hotelu zamknęła drzwi by dać się nam w spokoju zameldować i pójść do swoich pokoi. Okazało się, że mamy pokoje obok siebie. I tak w apartamencie sześcioosobowym mieszkaliśmy ja, Saul, Izzy, Duff oraz nasza babcia i Alicia, w kolejnym apartamencie mieszkali chłopaki z Motley a w kolejnym Steven, Axl, Kirsten i jej córeczka. Gdy już rozlokowaliśmy się w pokojach i odświeżyliśmy po podróży usiedliśmy wszyscy w salonie, a babcia i Alicia zaparzyły nam herbatę i pokroiły babciną szarlotkę.
- Chłopcy nadal nie mogę uwierzyć, że was tu widzę. Nawet ni Iwecie jak bardzo jestem szczęśliwa. – powiedziała kobieta i jeszcze raz nas uścisnęła. Jednak potem popatrzyła na nas ze smutkiem.
- Babciu powiedz co się stało? – zapytaliśmy widząc, że coś jest nie tak. Nastała długa cisza, w której atmosfera trochę zgęstniała.
- Bo widzicie chłopcy, mój domek na wsi został przejęty ale cały mój dobytek Alicia zgodziła się przechować w swoim domku letniskowym. Jej rodzicie powiedzieli, że do ukończenia osiemnastu lat może z nimi mieszkać ale potem ma się wyprowadzić. Na szczęście jej babcia, ta pani sędzia, która prowadziła waszą rozprawę dowiedziała się o tym i zabrała i mnie i Alicię do siebie, a żeby było śmieszniej wydziedziczyła swojego syna i przepisała cały swój majątek na wnuczkę. Mieszkamy teraz w posiadłości babci Alicii pod Londynem. Oczywiście bardzo byśmy chciały byście choć jeden dzień mogli tam z nami spędzić i oczywiście babcia zaprosiła cały zespół. – powiedziała Maia a Saulowi i mnie zbielały kostki. Nie sądziliśmy, że ta sprawa zajdzie aż tak daleko.
- Babciu, Alicio przykro nam, że z naszego powodu stało się to co się stało jednak teraz się cieszymy, że jesteście tu z nami. Oczywiście chętnie odwiedzimy babcię Alicii. – powiedzieliśmy. Potem nałożyliśmy sobie szarlotki i zaczęliśmy wspominać stare czasy.
- Chłopcy – zaczęła nasza babcia. – Pewnie chcielibyście wiedzieć dlaczego zostaliście porzuceni przez rodziców. Widzicie wtedy byście tego nie zrozumieli. Wasi rodzice mieli kłopoty finansowe a i wt jako mali chłopcy jak to mówili daliście im się już we znaki, choć jakoś w to nie mogę uwierzyć. Znam was bardzo dobrze i mimo wszystko nie wierzę byście mogli dać się waszym rodzicom aż tak we znaki. Nie rozumiem tylko dlaczego się od was odcięli i nawet gdy już odbili się od dna po was nie wrócili. – powiedziała nasza babcia, a my otworzyliśmy szeroko usta ze zdziwienia.
- Babciu, kochana my również tego nie wiemy ale wiesz co, jesteśmy szczęśliwi, że to waśnie ty nas wychowałaś. – powiedzieliśmy i znów wpadliśmy sobie w objęcia.

wtorek, 2 października 2012

Rozdział XXI



Gdy siedzieliśmy w samolocie Saul podszedł do mnie i spojrzał z wyraźną troską w oczach. Spojrzał na moją rękę, która dalej była lekko zasiniona ale już siniec nie był czarny jak pierwszego dnia.
- Bracie możemy pogadać. Wiem, że myślisz o tym samym co ja. Sądzisz, że powinniśmy im powiedzieć? W końcu nasza managerka powinna być wprowadzona w sprawę. – powiedział i przysiadł koło mnie. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, długo milczałem. Mijały kolejne minuty, gdy w końcu dał się słyszeć mój głos.
- Saul wiem, że powinni wiedzieć ale pomyśl, jak wtedy będą na nas patrzeć. Chcesz zrujnować to wszystko i powiedzieć, że o mały włos zostalibyśmy niesłusznie zlinczowani? – zapytałem i spojrzałem na brata. Saul nie zdążył odpowiedzieć gdy do naszej małej sypialni wetknął głowę Izzy.
- Chłopaki mogę z wami posiedzieć. Wiecie w głównym pomieszczeniu popijawa, a ja mam na razie dość wrzasków i alkoholu. – powiedział i czekał w drzwiach.
- Właź Izzy – powiedzieliśmy niemal w tym samym momencie. Ja podniosłem się do siadu a Saul usiadł na jednym z foteli. Stradlin przyglądał się nam badawczo aż w końcu nie wytrzymał.
- Wiem, że pewnie nie powinno mnie to obchodzić ale widzę, że nie tylko chcecie zobaczyć Anglię ale też czegoś się obawiacie. Czy to ma związek z tym co kiedyś mówiliście? – zapytał i spojrzał na nas. Zdziwiło mnie, że Izzy potrafi tak trafnie odgadywać emocje.
- Tak – powiedział Saul w końcu. – To ma związek z naszą przeszłością. Jeśli chcesz to ci o tym opowiemy, bo sądzę, że ktoś powinien o tym wiedzieć. – powiedział i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się smutno i zacząłem.
- Widzisz Izzy nasza przeszłość nie wyglądała za różowo. Gdy mieliśmy siedem lat pojechaliśmy jak zwykle na wakacje do naszej babci. Myśleliśmy wtedy, że to zwykły dwutygodniowy pobyt na wsi w domku naszej babci. Jednak jak się później okazało… - powiedziałem i spojrzałem błagalnie na brata. Saul w lot pojął o co mi chodzi. Wiedział doskonale, że nadal ciężko mi o tym mówić choć stało się to jedenaście lat temu.
- Okazało się, że rodzice dwa dni przed wyjazdem zabrali swoje rzeczy, naszego najmłodszego brata Albiona i wyjechali. Myśleliśmy, że wrócą i czekaliśmy na nich całą noc i cały dzień. Jednak nikt nie nadjechał. Babcia opiekowała się nami gdy chodziliśmy do szkoły, kupiła nam pierwsze gitary, na których uczuliśmy się grać oraz pozwalała byśmy radzili sobie tak jak my chcemy z tym co się stało. Oczywiście chodziliśmy wtedy do szkoły, a w wakacje jeździliśmy konno. U babci mieliśmy swoje konie i one też były świadkami naszych upadków i wzlotów. – mówił Saul ale nagle skończył jakby chciał bym przejął tą część. Izzy przez chwilkę patrzył na nas i gdy już chciał co powiedzieć, zabrałem głos.
- Byliśmy w ostatniej klasie i wtedy to się stało. W naszej okolicy popełniono morderstwo. Cała wioska, oprócz naszej babci i naszej przyjaciółki Alici, była przekonana, że to my jesteśmy temu winni. Mieliśmy więc proces sądowy. Cały proces trwał dwa miesiące. Nie muszę ci chyba mówić jak bardzo czuliśmy się zagubieni i jak bardzo się baliśmy. Nie wiemy dlaczego ani co skłoniło do tego ławę przysięgłych i pomimo wielu oskarżających zeznań ludzi z naszej wioski, w której mieszkaliśmy z babcią sąd nas uniewinnił. Ludziom z naszej wioski się to bardzo nie spodobało i gdy tylko wróciliśmy z Londynu zaczęły się dziać jeszcze dziwniejsze rzeczy. Opluwano nas gdy tylko wyszliśmy z domu, parę razy nas dotkliwie pobito tak, że  wylądowaliśmy w szpitalu. Policja nic w tych sprawach nie robiła. Wreszcie którejś nocy prawie rok temu nasza przyjaciółka powiadomiła nas, że ludzie razem z jej ojcem, komendantem policji szykują lincz. Powiedziała, że oni nie wierzą w wyrok uniewinniający. Tej samej nocy musieliśmy uciekać z Anglii. Było nam bardzo trudno wyjechać, ale nie było wyboru. Od tamtej pory nie widzieliśmy ani naszej babci ani naszej przyjaciółki. I choć do siebie dzwonimy to będzie pierwsze spotkanie od około roku. – zakończyłem i zwiesiłem głowę. Nawet nie zauważyliśmy kiedy w naszej kabinie pojawił się Axl, Duff, Steven oraz Kirsten.
- Chłopaki to było bardzo odważne przyznać się od czegoś takiego. Nie macie się czego obawiać. Wiedziałem już o tym wcześniej. Kirsten wykopała akta tej sprawy i uważnie je prześledziła z prawnikami. Wy naprawdę byliście niewinni ale tych co to zrobili nie złapali. Nie martwcie się nie będziemy na was patrzeć jak na przestępców. Mam rację chłopaki? – zapytał mocno podpitym głosem Axl.
- No pewnie. My też nie jesteśmy kryształowi. Z resztą jak to kiedyś już było powiedziane jesteśmy bandą degeneratów, których połączyła muzyka. No Reno, Slash łby do góry. – powiedział Duff i przyskoczył do nas. Mocno po męsku mnie objął prawie miażdżąc mi rękę. Syknąłem z bólu, a wtedy zareagował Izzy i Saul.
- Duff nie jest jeszcze zdrowy. A ty mu miażdżysz rękę. – powiedział Izzy i podszedł do olbrzyma a Saul położył mnie na łóżku. Przez chwilkę nie wiedziałem co się ze mną dzieje, ponieważ ból przyćmił mi umysł. Dopiero gdy pani doktor dała mi mocną blokadę ból ustąpił.
- No a teraz chłopcy idźmy spać, za kilka godzin lądujemy w Anglii. Nie chcecie chyba być nie wyspani? – powiedziała Kirsten i wygoniła wszystkich oprócz Saula i Izzy’ego z kabiny. Położyliśmy się jednak emocje związane z zobaczeniem babci nie dawały nam spać. Nie zmrużyliśmy oka aż do chwili gdy samolot dotknął płyty lotniska Heathrow. Gdy wyszliśmy z samolotu stanęliśmy jak wryci. Na płycie przy czarnej limuzynie stała nie tylko nasza ukochana babcia ale i Alicia. Ciężko ją było poznać bo wyrosła na piękna kobietę.  Długo staliśmy na schodach prowadzących do wyjścia z samolotu i w końcu gdy nasze nogi dotknęły angielskiej ziemi puściliśmy się biegiem do babci i naszej koleżanki z dzieciństwa.
- Chłopcy, to naprawdę wy. Boże jak wyrośliście. Nie zmieniliście się jednak na twarzach ani na jotę. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że was widzę. – powiedziała starsza kobieta ze łzami w oczach i mocno nas przytuliła.

poniedziałek, 1 października 2012

Rozdział XX


Ostatniego dnia pobytu na Hawajach poszliśmy ze Slashem i Duffem na plażę. Na szczęście nie mieliśmy żadnych prób więc mogliśmy się rozkoszować piękną pogodą. Zdziwiło nas, że po pół godzinnym leżeniu nikt do nas nie podszedł. Nie tęskniliśmy za sławą i za rozdawaniem autografów jednak byliśmy nieco zdziwieni faktem, że tyle tu ludzi a nas jeszcze nikt nie zauważył. Dopiero jak podniosłem głowę zobaczyłem naszą kochaną wiewiórę Axla, Który był wręcz otoczony wianuszkiem fanów. Widzieliśmy, że przemieszcza się w naszym kierunku więc postanowiliśmy do niego podejść.
- Co jest? – zapytał Saul, a ja i Duff stanęliśmy za wokalistą. Rudy jak tylko nas zobaczył uśmiechnął się i zaczęliśmy wracać do hotelu.
- Posłuchajcie dziś są urodziny Amy, chciałbym byśmy zagrali dla niej prywatny koncert, Izzy i Steven już się zgodzili. Teraz wszystko zależy od was. Ta mała nas ubóstwia i sądzę, że to by był najlepszy prezent jaki moglibyśmy jej dać. Więc co wy na to? – zapytał. Zdziwiło nas to, że rudy chce coś zrobić sam z siebie.
- No dobrze powiedz nam dokładnie o co chodzi. Chcesz zaimponować Kirsten czy też przekonać ją, ze będziesz dobrym ojcem dla jej córeczki? – zapytałem gdy doszliśmy już do naszego pokoju.
- I to i to. Wiecie napisałem list do Erin, że z nią zrywam. Wiem, ze to dziwne nawet jak na mnie ale chcę być z Kirsten. Obiecuję wam, że to tylko ten jeden raz. Proszę, zrobicie to dla mnie? – zapytał a my popatrzyliśmy po sobie.
- Dobrze Axl zrobimy to i możesz być pewny, że Amy długo tych urodzin nie zapomni. – powiedział Saul i wyszczerzył swoje ząbki w uśmiechu.
- Dzięki chłopaki. Więc za trzy godziny mamy próbę, a teraz możecie wracać i poleniuchować. – powiedział Rudy i wyszedł z naszego pokoju. Duff, ja i Saul staliśmy jak wryci przez dobre piętnaście minut i pewnie stalibyśmy dłużej gdyby nie fakt, że do pokoju wszedł równie zaszokowany Izzy.
- Chłopaki czy was też dziwi zachowanie Rose’a? – zapytał patrząc na nas. My tylko skinęliśmy głowami a ja położyłem się na łóżku. Nie brałem tabletek już drugi dzień ale wiedziałem, że dziś bez nich nie dam rady. Chłopaki dyskutowali jaki prezent kupić Amy a ja zasnąłem. Obudziło mnie brutalne potrząsanie za bark.
- Hudson wstawaj. Mamy próbę zapomniałeś? – wrzeszczał Axl stojąc nade mną. Widać było, że był wściekły choć tak naprawdę nie wiedziałem na co.
- Dobrze, już dobrze ruda wiewióro. – powiedziałem sennie i przetarłem oczy. Wstałem, wziąłem swoje ciuchy sceniczne i gitary oraz pastylki bez których o żadnym graniu nie mogło być mowy. Rose poganiał mnie na każdym kroku a gdy byliśmy już w windzie klął na czym świat stoi sądząc, że jedzie za wolno. Gdy wreszcie zeszliśmy do hotelowego baru, gdzie panował wszechobecny róż aż mnie zemdliło. Spojrzałem błagalnie na chłopaków i wszedłem na scenę. Zagraliśmy parę utworów i gdy nadszedł czas występu czekaliśmy na honorowych gości. Po jakimś czasie zeszli do nas chłopaki z Motley poinformować, że Amy już idzie. Stanęliśmy na scenie i czekaliśmy aż mała jubilatka wejdzie. Axl specjalnie dla dziewczynki przygotował rockową wersję sto lat, którą piłował nas przez pół godziny i gdy tylko Amy weszła do baru zaczęliśmy grać. Dziewczynka była urzeczona tym, że zespół, który ubóstwiała teraz gra na jej urodzinach. Piszczała i skakała przy scenie a jej mama wpatrywała się w Axla z uznaniem. Graliśmy równo do dwudziestej trzeciej i gdy impreza się skończyła poszliśmy spać. Mnie Saul musiał zanieść do łóżka bo z bólu nie mogłem postawić ani jednego kroku i powiedział, że jeśli nie będę uważał, to nasza babcia będzie się o nas jutro bardzo martwić. Położył mnie do łóżka a potem z chłopakami szybko się spakowali oraz przygotowali wszystko do rannej pobudki. O piątej rano ktoś zapukał do naszych drzwi. Do pokoju weszła młoda kobieta i kładąc palec na ustach podeszła do mnie i delikatnie zdjęła usztywnienie z ręki.
- Co pani robi? – zapytał Saul, który obudził się tuż przed budzikiem.
- Spokojnie jestem lekarzem, pan Rose mnie wezwał by sprawdzić jak zrasta się ręka pańskiego brata i by się dowiedzieć jak wielkie są obrażenia, które ona doznała. – powiedziała kobieta i patrząc na dokumentację medyczna kiwała z uznaniem głową.
- Pański brat jest bardzo silny jeśli z takim złamaniem może grać. Jadę z panami do Anglii by dalej kontynuować jego leczenie. A teraz proszę pozwolić mu jeszcze spać. Powiedziałam panu Rose’owi, że pański brat oraz pan pojawią się na lotnisku przed samym samolotem. Czy jeszcze ktoś ma z nami dojechać? – zapytała kobieta. Saul wskazał zarówno na Duff’a jak i na Izzy’ego i sam poszedł się jeszcze położyć. Jednak nie spaliśmy za długo bo po piętnastu minutach do drzwi zaczął walić Axl.
- Wstawać mamy samolot za trzy godziny, musimy dojechać na lotnisko. – wrzeszczał i spojrzał na panią doktor. Nie powiedział słowa  wyszedł z pokoju. Zeszliśmy jako pierwsi i oddaliśmy klucze. Oczywiście spakowaliśmy nasze walizki do autokaru i czekając na Rose’a i resztę ekipy gadaliśmy między sobą. Gdy na schodach wreszcie Kirsten, Amy, Rose i chłopaki z Motley Crue odetchnęliśmy z ulgą. Pani doktor powiedziała całej ekipie, że zostaje bo moja ręka jeszcze wymaga leczenia. O dziwo nikt nie zaprotestował, a Axl się tylko uśmiechnął. Gdy wreszcie wsiedliśmy do samolotu do Anglii nie mogłem zasnąć. Chciałem już zobaczyć babcię oraz naszą z Saulem ojczyznę, z której tak niedawno musieliśmy uciekać.