sobota, 13 października 2012

Rozdział XXIII



Rozmowę przerwało nam pukanie do drzwi, a potem pokazała się w nich ruda głowa Axla.
- Chłopaki wiem, że dawno nie widzieliście swojej babci i zapewne macie sobie wiele do powiedzenia ale muszę to przerwać. Widzicie za pięć minut mamy próbę i chciałbym byście tam byli. Oczywiście jeśli panie zechcą również mogą nas posłuchać. – powiedział Axl, a nasza babcia spojrzała na niego zdziwiona.
- Przepraszam pana, a kim pan jest, że im każe przerywać spotkanie rodzinne? – zapytała i spojrzała dość ostro na Axla. Stanęliśmy jak wryci i nie wiedzieliśmy co mamy zrobić. Nie znaliśmy naszej babci od tej strony, a jeszcze większe zdziwienie malowało się na twarzy rudego.
- Proszę mi wybaczyć. Jestem William Axl Rose i jestem wokalistą w zespole, w którym grają pani wnukowie. Pewnie już się pani nasłuchała jaki to jestem niedobry i porywczy ale tak naprawdę to tylko maska, którą przybieram będąc na scenie. W rzeczywistości jestem inny. – powiedział, a my wybuchliśmy śmiechem. Rose zmierzył nas zabójczym spojrzeniem ale jakoś nas to nie powstrzymało.
- Dobrze chłopaki chodźmy już bo nasza kochana ruda wiewióra zacznie się pieklić, a tego przecież nie chcemy. – powiedział Izzy z trudem się powstrzymując od śmiechu. Nasza babcia i Alicia oczywiście poszły z nami. Podjechaliśmy pod budynek klubu i zajechaliśmy tam od tyłu. Gmach był ogromny a scena budziła moje obawy. Widziałem, że Slash też nie czuł się pewnie na tych deskach. Jednak gdy zaczęliśmy grać wszystko minęło. Mijały kolejne godziny i wreszcie skoczyliśmy próbę. Okazało się, że do występu mamy jeszcze godzinę więc z chęcią poszliśmy do naszej garderoby. Byłem szczęśliwy mogąc być w towarzystwie brata oraz babci i Alicii. Jednak wiedziałem, że szczęście nie potrwa za długo. Niestety za kilka dni mieliśmy wyjeżdżać, a ja nie chciałem zostawiać tu jedynej tak bliskiej nam obu osoby. Tym czasem nasza babcia jak się okazało znalazła wspólny język z naszą manager i jej córeczką. Zaczęły plotkować o wszystkim poczynając od nas a kończąc na tym jak ciężko jest być jedyną kobietą wśród samych mężczyzn.
- Kirsten… – powiedziała nagle nasza babcia. – Mam dla was propozycję nie do odrzucenia. Widzisz chciałabym spędzić dzień z moimi wnukami i ich przyjaciółmi. Mam więc propozycję dla was byście po ostatnim koncercie zostali na jakieś dwa no może trzy dni w Londynie. Zapraszam was wszystkich do posiadłości babci Alicii. Posiedzimy tam i bliżej się poznamy. Co ty na to?[/b] – zapytała, a mi i Saulowi serce podeszło do gardła. Nie wiedzieliśmy jaki mamy plan koncertów i czy to w ogóle jest możliwe.
- Maiu uważam, że to świetny pomysł. Chłopcy odpoczną trochę a ja załatwię byście mogły z nami pojechać w dalszą część ich trasy. O ile oczywiście tego chcecie. – powiedziała nasza manager a nam aż mowę odjęło.
- Jako pierwszy odezwał się Duff. Dziękujemy pani za zaproszenie i chętnie z niego skorzystamy. Mam nadzieję, że nie będziemy dla was ciężarem. – powiedział blondyn i wszyscy wybuchnę li śmiechem. Tak minęło jeszcze pięć minut i do drzwi zapukał inspicjent  i zapytał o dziwo o chłopaków z Motley. Wyszli a my mieliśmy jeszcze trochę czasu na to by pogadać. Parę minut przed naszym wyjściem na scenę pani doktor, która była z nami dała mi silną blokadę do ramienia tak bym mógł grać. Gdy chłopaki z Motley zeszli ze sceny tłum zaczął buczeć. Nie rozumieliśmy co się dzieje. Weszliśmy na scenę i zaczęliśmy grać. Axl jak i my dawaliśmy z siebie dosłownie wszystko. Jednak tłum dalej reagował na nas wrogo. Gdzieś w połowie występu dostałem w bark kamieniem. Nie wiedziałem co się dzieje jednak poczułem bardzo silny ból. Przerwałem grę a Axl zmierzył mnie prawie morderczym wzrokiem. Dojechał jednak do końca piosenki, spojrzał na tłum i powiedział.
- Wiecie co przyjechaliśmy tu by pokazać wam jak należy się bawić. Wy jednak wolicie rzucać kamieniami i gwizdać na każdą naszą piosenkę. Radzę wam uspokójcie się albo my zejdziemy ze sceny. – powiedział wściekły Rose i spojrzał na mnie i brata.
- Reno jesteś w stanie grać czy musisz zejść? – zapytał troskliwie Saul pomagając mi wstać. Na moim ramieniu wdniał wielki siniec, a koło mojej nogi leżał kamień z przyczepioną do niego kartką. To co było tam napisane przeraziło zarówno mnie jak i brata. Rose podszedł do nas, wyciągnął kawałek papieru ze zmartwiałych rąk Slasha i przeczytał na głos.
- Pamiętamy o was śmiecie i brudasy. Czeka was zasłużona kara jeśli zagracie jeszcze choć jeden numer. To było tylko ostrzeżenie. – zaczął Axl, a potem dodał. – Bracia Hudson są niewinni i niestety na wasze nieszczęście zagramy jeszcze co najmniej osiem utworów. Jednak każdy kolejny incydent skutkuje naszym natychmiastowym zejściem ze sceny. – powiedział Rose i spojrzał na mnie z niepokojem. Trzymałem się na nogach i założyłem sobie gitarę na obolały bark. Kiwnąłem głową, że jestem gotowy i znów zaczęliśmy grać. Nie minęło pięć minut gdy na scenę posypały się nie tylko kamienie ale i noże, dwa z nich trafiły w rękę Saula a ja by zasłonić brata oberwałem trzema kamieniami i dwoma nożami, z których jeden wbił mi się w kolano a drugi w uszkodzoną rękę. Rose zatrząsł się ze wściekłości i rzucił mikrofonem o parkiet. Ochrona klubu pomogła nam bezpiecznie opuścić scenę a gdy nasza managerka zobaczyła co się stało zbladła.
- Co się stało? – pytała widząc wkurzonego Rose’a. Jednak ten nic nie powiedział tylko przeszedł obok niej idąc do naszej garderoby.
- Pani doktor będą gotowi by jutro grać? – zapytał i patrzył na młodą lekarkę, która była tak samo zmartwiona jak on.
- Przykro mi ale nie wiem czy młodszy z braci Hudson będzie mógł grać jego ręka jest w opłakanym stanie. A wie pan pewnie, że starszy z braci bez młodszego się nie ruszy. – powiedziała i spojrzała na Rose’a. Axl pokiwał głową po czym wyszedł z garderoby. Poszedł do Kirsten, Maii, Alicii oraz reszty chłopaków, którzy czekali w barze zainstalowanym na tyłach sceny.
- Kirsten nie chciałem tego mówić ale musimy odwołać co najmniej dwa koncerty. Ręka Reno znów ucierpiała a Saul bez niego się nie ruszy. – powiedział, a potem spojrzał na Nikkiego. – Jeśli macie tyle utworów i będziecie mieli tyle siły możecie dać trzy godzinny koncert. – powiedział i spuścił głowę.
- A możemy do nich wejść? – zapytała Maia i spojrzała na Axla.
- Tak sądzę, że możecie. – powiedział i zamówił sobie jakiegoś drinka. Siedział nad nim tak długo dopóki nie podszedł do niego jakiś starszy mężczyzna.
- Przepraszam czy pan to Axl Rose, szukam go bo chcę z nim rozmawiać. – powiedział i spojrzał na rudego.
- Tak to ja a o co chodzi. Widzi pan mieliśmy zakontraktowany… – nie zdążył dokończyć gdy przed Axlem pojawiła się Kirsten.
- Panie Stone myśli pan, że zespół będzie w stanie grać? Dwóch gitarzystów prowadzących jest rannych. Jeden z nich na pewno nie zagra na co najmniej dwóch koncertach. Myśli pan, że to dla nas łatwe? – zapytała i spojrzała na mężczyznę.
- Proszę pani wiem, że to nie jest łatwe ale może ten drugi zespół będzie w stanie jeszcze coś zagrać bądź któryś z gitarzystów zna partie tych dwóch rannych? – zapytał z nadzieją. Tego jednak nie wytrzymał Nikki.
- Proszę pana nasi koledzy są ranni i to przez to, że publika zaczęła w nich rzucać nożami proszę mi wybaczyć ale ja nie chcę narażać swoich ludzi ani skazywać na cierpienie któregoś z naszych przyjaciół więc teraz niech pan tam wyjdzie i powie, że koncert skończony. – powiedział i usiadł koło Axla. W tym czasie ocknąłem się i spojrzałem na babcię, Alicię, Saula i panią doktor.
- Ja chcę dokończyć ten koncert. – powiedziałem i spojrzałem na nich błagalnym wzrokiem ale widząc rannego brata zrozumiałem, że to nie możliwe. Po półgodzinie odwieziono nas do hotelu i położyliśmy się spać.

środa, 3 października 2012

Rozdział XXII



Babcia tuliła nas do siebie a reszta ekipy się tylko przyglądała. Nie powiedzieli nic nawet kiedy podeszła do nas Alicia.
- Babciu już dobrze jesteśmy tutaj i nie musisz się o nas bać. Jakoś sobie ułożyliśmy nasze życie na uchodźctwie. Wiem, że powinniśmy być przy tobie ale chyba rozumiesz, że to na dłuższą metę by się nie sprawdziło i prędzej czy później któryś z nas by ucierpiał. Ale teraz będziemy tutaj przez te parę dni choć razem, a potem pomyślimy, może prowadzimy ciebie do Stanów oczywiście z całym dobytkiem. – powiedział Saul i mocno objął starszą kobietę. Ja czekałem na swoją kolej i kiedy nadeszła przykucnąłem i długo, bez słowa wpatrywałem się w jej oczy.
- Ty też się nic nie zmieniłaś babciu. – powiedziałem i ze łzami w oczach wytlałem się w jej ramiona. W tym samym czasie Saul podszedł do Alicii.
- Wiem, że zostawiliśmy cię razem z naszą babcią i podejrzewam, że ułożyłaś sobie już życie jednak wiedz, że zawsze będziesz naszą przyjaciółką i jeśli jeszcze kiedyś przyjedziemy do Anglii będziemy mieli dla ciebie szczególne względy. Na koncercie jesteście naszymi specjalnymi gośćmi i chciałbym byście obydwie pyłu z nami podczas tych kilku występów w Anglii. – powiedział a potem odwrócił się do chłopaków z groźną miną.
- Nikt z was nie ma prawa tknąć tej dziewczyny, zrozumiano? – zapytał a cała ósemka pokiwała twierdząco głową. Saul podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu.
- Już dobrze bracie. – powiedział, a potem spojrzał na Kirsten. – Powiedz nam, że nie musimy się dziś pojawiać na żadnych wywiadach. Chcielibyśmy choć trochę czasu spędzić z dwoma osobami, które są jak do tej pory najważniejsze w naszym życiu.
- Chłopcy rozumiem i dziś macie wolne do osiemnastej. Wiecie musimy później zrobić próbę w klubie a potem macie występ. Więc jeśli chcecie możecie się zakwaterować w pokojach i macie spokój. Ja też musze pozałatwiać parę spraw, Axl pojedziesz ze mną. – powiedziała i wsiadła do drugiego samochodu, który właśnie wjechał na płytę lotniska. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Wsiedliśmy więc do czekającej na nas limuzyny i pojechaliśmy do hotelu.
- Babciu to są nasi nowi koledzy. Tacy sami wariaci jak my więc mam nadzieję, że i ty ich polubisz. Może sami powiecie coś o sobie chłopaki? – zaproponowałem i spojrzałem na Izzy’ego.
- No dobrze. Nie wiem co tak naprawdę o sobie powiedzieć. Może zacznę od tego, że mam ja imię Jeff Isbell ale wszyscy mówią do mnie Izzy Stardlin. Pochodzę z Lafayette, tak samo jak ten rudzielec, który pojechał z naszą managerską i jej córeczką. Gram na gitarze rytmicznej w tym zespole. – powiedział a potem dodał. – Bardzo mi miło panią poznać. – po czym wziął rękę naszej babci i ją pocałował jak prawdziwy gentelman. Zanim nasza babcia zdążyła cokolwiek powiedzieć do odpowiedzi wyrwał się Steven.
- A ja jestem Steven Adler, jako pierwszy poznałem pani wnuków. To spoko chłopaki choć czasem za bardzo wycofani. Pochodzę z Los Angeles, gdzie moi rodzice prowadzą hotel, w którym zatrzymali się pan wnukowie. W zespole robię największy hałas bo walę w gary i jestem największym wesołkiem z ich wszystkich. Miło panią poznać. – powiedział i zamiast zrobić to samo co Izzy zaczął machać ręką naszej babci tak energicznie, że w końcu musieliśmy go powstrzymać.
- Mi również jest bardzo miło poznać zarówno ciebie Izzy jak i ciebie Steven. Widać, że jesteście dość wybuchową mieszanką charakterów i pochodzicie z różnych części Stanów Zjednoczonych. Mam tylko jedną prośbę. Z tego względu, że nie jestem już młódką proszę nie witajcie się ze mną tak spontanicznie  jak uczynił to wasz kolego Steven. A teraz słucham dalszych prezentacji. – powiedziała nasza babcia i gdy tylko skończyła wszyscy parsknęliśmy śmiechem, a Steven się lekko zmieszał.
- Przepraszam. -  wybąkał lecz zaraz wrócił mu dobry nastrój widząc, że nasza babcia nie jest na niego zła.
- To i ja powiem parę słów o sobie. Jestem Michael Mckagan, jednak nikt w zespole nie zwraca się do mnie po imieniu tylko używają mojej ksywki jaką jest Duff. Pochodzę z Indiany i tam się wychowałem. Potem przyjechałem do Los Angeles i tak poznałem pani wnuków. Gran na gitarze basowej. To chyba tyle. No i oczywiście bardzo miło mi panią poznać. – powiedział Duff i uścisnął rękę naszej babci. Oczywiście nie tak jak się zawsze witał z nami. Tym razem zrobił to bardzo delikatnie. Nasza babcia popatrzyła na wielkiego blondyna i uśmiechnęła się  do niego.
- Mi również miło ciebie poznać Duff. – powiedziała i spojrzała na chłopaków z Motley Crue. – A panowie skąd znają moich wnuków, bo jak wnioskuję nie są panowie z ich zespołu. – dodała i czekała na wyjaśnienia przebiegając po nich wzrokiem.
- Mam pani rację. – powiedział Nikki by po chwili kontynuować. – Jesteśmy innym zespołem i mamy wspólną trasę z pani wnukami. Poznaliśmy się na pewnej imprezie w klubie Rainbow w Los Angeles. Mam nadzieję, że pozwoli pani, że sam dokonam prezentacji chłopaków. – dodał Nikki i czekał wyraźnie na zgodę naszej babci.
- Oczywiście proszę pana. – powiedziała starsza kobieta i zwróciła swój wzrok na Nikkiego.
- No to ja może zacznę od przedstawienia chłopaków a potem powiem coś o sobie. Ten mocno wytatuowany blondyn to nasz wokalista. Pochodzi z Kalifornii a dokładnie z Hollywood. Następnie mamy naszego gitarzystę. Pochodzi on z Terre Haute w Indianie, a jego właściwe imię i nazwisko brzmi Robert Alan Deal. Jednak nikt do niego tak nie mówi. Wszyscy mówimy do niego Mick ponieważ takie imię przyjął wstępując do zespołu, a na nazwisko ma Mars. Kolejny czarnowłosy mężczyzna  o trochę egzotycznej urodzie to nasz perkusista Tommy Lee. On natomiast jako pochodzi z Grecji a urodził się w Atenach. To moi koledzy z zespołu. Ja mam na imię Frank Carlton Serafino Ferrana, choć nikt tak do mnie nie mówi. Moi koledzy jak i pani wnukowie zwracają się do mnie Nikki Sixx. Urodziłem się w San Jose i w zespole gram na gitarze basowej. Również bardzo miło nam panią poznać. – powiedział Nikki kończąc tą prezentacje potem każdy z chłopaków przywitał się z naszą babcią przez uściśnięcie ręki.
- Mnie również miło poznać panów. Jak już wiecie jestem babcią tych oto dwóch urwisów, mam na imię Maia a na nazwisko Hudson. Cieszę się, że dane mi było panów poznać. Mam nadzieję, ze przed występem spotkam jeszcze waszego wokalistę, znaczy tego Axla, czy jak mu tam. Jak już wiecie mieszkam w Anglii i tu się też urodziłam. To chyba tyle o mnie. – powiedziała i spojrzała na Alicię, która siedziała między mną a Saulem.
- Mi również miło poznać wszystkich pamów. Mam na imię Alicia Thyme. Również urodziłam się w Anglii i miałam okazję poznać Saula i Reno jeszcze w szkole, do której chodziliśmy razem. Potem to ja ich ocaliłam przez linczem. I to chyba wszystko. – powiedziała dziewczyna gdy już dojechaliśmy do hotelu. Oczywiście jak zwykle fani w jakiś cudowny sposób wiedzieli gdzie mamy mieszkać i znów ciężko było nam się przebić do drzwi wejściowych i gdy już to zrobiliśmy ochrona hotelu zamknęła drzwi by dać się nam w spokoju zameldować i pójść do swoich pokoi. Okazało się, że mamy pokoje obok siebie. I tak w apartamencie sześcioosobowym mieszkaliśmy ja, Saul, Izzy, Duff oraz nasza babcia i Alicia, w kolejnym apartamencie mieszkali chłopaki z Motley a w kolejnym Steven, Axl, Kirsten i jej córeczka. Gdy już rozlokowaliśmy się w pokojach i odświeżyliśmy po podróży usiedliśmy wszyscy w salonie, a babcia i Alicia zaparzyły nam herbatę i pokroiły babciną szarlotkę.
- Chłopcy nadal nie mogę uwierzyć, że was tu widzę. Nawet ni Iwecie jak bardzo jestem szczęśliwa. – powiedziała kobieta i jeszcze raz nas uścisnęła. Jednak potem popatrzyła na nas ze smutkiem.
- Babciu powiedz co się stało? – zapytaliśmy widząc, że coś jest nie tak. Nastała długa cisza, w której atmosfera trochę zgęstniała.
- Bo widzicie chłopcy, mój domek na wsi został przejęty ale cały mój dobytek Alicia zgodziła się przechować w swoim domku letniskowym. Jej rodzicie powiedzieli, że do ukończenia osiemnastu lat może z nimi mieszkać ale potem ma się wyprowadzić. Na szczęście jej babcia, ta pani sędzia, która prowadziła waszą rozprawę dowiedziała się o tym i zabrała i mnie i Alicię do siebie, a żeby było śmieszniej wydziedziczyła swojego syna i przepisała cały swój majątek na wnuczkę. Mieszkamy teraz w posiadłości babci Alicii pod Londynem. Oczywiście bardzo byśmy chciały byście choć jeden dzień mogli tam z nami spędzić i oczywiście babcia zaprosiła cały zespół. – powiedziała Maia a Saulowi i mnie zbielały kostki. Nie sądziliśmy, że ta sprawa zajdzie aż tak daleko.
- Babciu, Alicio przykro nam, że z naszego powodu stało się to co się stało jednak teraz się cieszymy, że jesteście tu z nami. Oczywiście chętnie odwiedzimy babcię Alicii. – powiedzieliśmy. Potem nałożyliśmy sobie szarlotki i zaczęliśmy wspominać stare czasy.
- Chłopcy – zaczęła nasza babcia. – Pewnie chcielibyście wiedzieć dlaczego zostaliście porzuceni przez rodziców. Widzicie wtedy byście tego nie zrozumieli. Wasi rodzice mieli kłopoty finansowe a i wt jako mali chłopcy jak to mówili daliście im się już we znaki, choć jakoś w to nie mogę uwierzyć. Znam was bardzo dobrze i mimo wszystko nie wierzę byście mogli dać się waszym rodzicom aż tak we znaki. Nie rozumiem tylko dlaczego się od was odcięli i nawet gdy już odbili się od dna po was nie wrócili. – powiedziała nasza babcia, a my otworzyliśmy szeroko usta ze zdziwienia.
- Babciu, kochana my również tego nie wiemy ale wiesz co, jesteśmy szczęśliwi, że to waśnie ty nas wychowałaś. – powiedzieliśmy i znów wpadliśmy sobie w objęcia.

wtorek, 2 października 2012

Rozdział XXI



Gdy siedzieliśmy w samolocie Saul podszedł do mnie i spojrzał z wyraźną troską w oczach. Spojrzał na moją rękę, która dalej była lekko zasiniona ale już siniec nie był czarny jak pierwszego dnia.
- Bracie możemy pogadać. Wiem, że myślisz o tym samym co ja. Sądzisz, że powinniśmy im powiedzieć? W końcu nasza managerka powinna być wprowadzona w sprawę. – powiedział i przysiadł koło mnie. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, długo milczałem. Mijały kolejne minuty, gdy w końcu dał się słyszeć mój głos.
- Saul wiem, że powinni wiedzieć ale pomyśl, jak wtedy będą na nas patrzeć. Chcesz zrujnować to wszystko i powiedzieć, że o mały włos zostalibyśmy niesłusznie zlinczowani? – zapytałem i spojrzałem na brata. Saul nie zdążył odpowiedzieć gdy do naszej małej sypialni wetknął głowę Izzy.
- Chłopaki mogę z wami posiedzieć. Wiecie w głównym pomieszczeniu popijawa, a ja mam na razie dość wrzasków i alkoholu. – powiedział i czekał w drzwiach.
- Właź Izzy – powiedzieliśmy niemal w tym samym momencie. Ja podniosłem się do siadu a Saul usiadł na jednym z foteli. Stradlin przyglądał się nam badawczo aż w końcu nie wytrzymał.
- Wiem, że pewnie nie powinno mnie to obchodzić ale widzę, że nie tylko chcecie zobaczyć Anglię ale też czegoś się obawiacie. Czy to ma związek z tym co kiedyś mówiliście? – zapytał i spojrzał na nas. Zdziwiło mnie, że Izzy potrafi tak trafnie odgadywać emocje.
- Tak – powiedział Saul w końcu. – To ma związek z naszą przeszłością. Jeśli chcesz to ci o tym opowiemy, bo sądzę, że ktoś powinien o tym wiedzieć. – powiedział i spojrzał na mnie. Uśmiechnąłem się smutno i zacząłem.
- Widzisz Izzy nasza przeszłość nie wyglądała za różowo. Gdy mieliśmy siedem lat pojechaliśmy jak zwykle na wakacje do naszej babci. Myśleliśmy wtedy, że to zwykły dwutygodniowy pobyt na wsi w domku naszej babci. Jednak jak się później okazało… - powiedziałem i spojrzałem błagalnie na brata. Saul w lot pojął o co mi chodzi. Wiedział doskonale, że nadal ciężko mi o tym mówić choć stało się to jedenaście lat temu.
- Okazało się, że rodzice dwa dni przed wyjazdem zabrali swoje rzeczy, naszego najmłodszego brata Albiona i wyjechali. Myśleliśmy, że wrócą i czekaliśmy na nich całą noc i cały dzień. Jednak nikt nie nadjechał. Babcia opiekowała się nami gdy chodziliśmy do szkoły, kupiła nam pierwsze gitary, na których uczuliśmy się grać oraz pozwalała byśmy radzili sobie tak jak my chcemy z tym co się stało. Oczywiście chodziliśmy wtedy do szkoły, a w wakacje jeździliśmy konno. U babci mieliśmy swoje konie i one też były świadkami naszych upadków i wzlotów. – mówił Saul ale nagle skończył jakby chciał bym przejął tą część. Izzy przez chwilkę patrzył na nas i gdy już chciał co powiedzieć, zabrałem głos.
- Byliśmy w ostatniej klasie i wtedy to się stało. W naszej okolicy popełniono morderstwo. Cała wioska, oprócz naszej babci i naszej przyjaciółki Alici, była przekonana, że to my jesteśmy temu winni. Mieliśmy więc proces sądowy. Cały proces trwał dwa miesiące. Nie muszę ci chyba mówić jak bardzo czuliśmy się zagubieni i jak bardzo się baliśmy. Nie wiemy dlaczego ani co skłoniło do tego ławę przysięgłych i pomimo wielu oskarżających zeznań ludzi z naszej wioski, w której mieszkaliśmy z babcią sąd nas uniewinnił. Ludziom z naszej wioski się to bardzo nie spodobało i gdy tylko wróciliśmy z Londynu zaczęły się dziać jeszcze dziwniejsze rzeczy. Opluwano nas gdy tylko wyszliśmy z domu, parę razy nas dotkliwie pobito tak, że  wylądowaliśmy w szpitalu. Policja nic w tych sprawach nie robiła. Wreszcie którejś nocy prawie rok temu nasza przyjaciółka powiadomiła nas, że ludzie razem z jej ojcem, komendantem policji szykują lincz. Powiedziała, że oni nie wierzą w wyrok uniewinniający. Tej samej nocy musieliśmy uciekać z Anglii. Było nam bardzo trudno wyjechać, ale nie było wyboru. Od tamtej pory nie widzieliśmy ani naszej babci ani naszej przyjaciółki. I choć do siebie dzwonimy to będzie pierwsze spotkanie od około roku. – zakończyłem i zwiesiłem głowę. Nawet nie zauważyliśmy kiedy w naszej kabinie pojawił się Axl, Duff, Steven oraz Kirsten.
- Chłopaki to było bardzo odważne przyznać się od czegoś takiego. Nie macie się czego obawiać. Wiedziałem już o tym wcześniej. Kirsten wykopała akta tej sprawy i uważnie je prześledziła z prawnikami. Wy naprawdę byliście niewinni ale tych co to zrobili nie złapali. Nie martwcie się nie będziemy na was patrzeć jak na przestępców. Mam rację chłopaki? – zapytał mocno podpitym głosem Axl.
- No pewnie. My też nie jesteśmy kryształowi. Z resztą jak to kiedyś już było powiedziane jesteśmy bandą degeneratów, których połączyła muzyka. No Reno, Slash łby do góry. – powiedział Duff i przyskoczył do nas. Mocno po męsku mnie objął prawie miażdżąc mi rękę. Syknąłem z bólu, a wtedy zareagował Izzy i Saul.
- Duff nie jest jeszcze zdrowy. A ty mu miażdżysz rękę. – powiedział Izzy i podszedł do olbrzyma a Saul położył mnie na łóżku. Przez chwilkę nie wiedziałem co się ze mną dzieje, ponieważ ból przyćmił mi umysł. Dopiero gdy pani doktor dała mi mocną blokadę ból ustąpił.
- No a teraz chłopcy idźmy spać, za kilka godzin lądujemy w Anglii. Nie chcecie chyba być nie wyspani? – powiedziała Kirsten i wygoniła wszystkich oprócz Saula i Izzy’ego z kabiny. Położyliśmy się jednak emocje związane z zobaczeniem babci nie dawały nam spać. Nie zmrużyliśmy oka aż do chwili gdy samolot dotknął płyty lotniska Heathrow. Gdy wyszliśmy z samolotu stanęliśmy jak wryci. Na płycie przy czarnej limuzynie stała nie tylko nasza ukochana babcia ale i Alicia. Ciężko ją było poznać bo wyrosła na piękna kobietę.  Długo staliśmy na schodach prowadzących do wyjścia z samolotu i w końcu gdy nasze nogi dotknęły angielskiej ziemi puściliśmy się biegiem do babci i naszej koleżanki z dzieciństwa.
- Chłopcy, to naprawdę wy. Boże jak wyrośliście. Nie zmieniliście się jednak na twarzach ani na jotę. Nawet nie wiecie jak się cieszę, że was widzę. – powiedziała starsza kobieta ze łzami w oczach i mocno nas przytuliła.

poniedziałek, 1 października 2012

Rozdział XX


Ostatniego dnia pobytu na Hawajach poszliśmy ze Slashem i Duffem na plażę. Na szczęście nie mieliśmy żadnych prób więc mogliśmy się rozkoszować piękną pogodą. Zdziwiło nas, że po pół godzinnym leżeniu nikt do nas nie podszedł. Nie tęskniliśmy za sławą i za rozdawaniem autografów jednak byliśmy nieco zdziwieni faktem, że tyle tu ludzi a nas jeszcze nikt nie zauważył. Dopiero jak podniosłem głowę zobaczyłem naszą kochaną wiewiórę Axla, Który był wręcz otoczony wianuszkiem fanów. Widzieliśmy, że przemieszcza się w naszym kierunku więc postanowiliśmy do niego podejść.
- Co jest? – zapytał Saul, a ja i Duff stanęliśmy za wokalistą. Rudy jak tylko nas zobaczył uśmiechnął się i zaczęliśmy wracać do hotelu.
- Posłuchajcie dziś są urodziny Amy, chciałbym byśmy zagrali dla niej prywatny koncert, Izzy i Steven już się zgodzili. Teraz wszystko zależy od was. Ta mała nas ubóstwia i sądzę, że to by był najlepszy prezent jaki moglibyśmy jej dać. Więc co wy na to? – zapytał. Zdziwiło nas to, że rudy chce coś zrobić sam z siebie.
- No dobrze powiedz nam dokładnie o co chodzi. Chcesz zaimponować Kirsten czy też przekonać ją, ze będziesz dobrym ojcem dla jej córeczki? – zapytałem gdy doszliśmy już do naszego pokoju.
- I to i to. Wiecie napisałem list do Erin, że z nią zrywam. Wiem, ze to dziwne nawet jak na mnie ale chcę być z Kirsten. Obiecuję wam, że to tylko ten jeden raz. Proszę, zrobicie to dla mnie? – zapytał a my popatrzyliśmy po sobie.
- Dobrze Axl zrobimy to i możesz być pewny, że Amy długo tych urodzin nie zapomni. – powiedział Saul i wyszczerzył swoje ząbki w uśmiechu.
- Dzięki chłopaki. Więc za trzy godziny mamy próbę, a teraz możecie wracać i poleniuchować. – powiedział Rudy i wyszedł z naszego pokoju. Duff, ja i Saul staliśmy jak wryci przez dobre piętnaście minut i pewnie stalibyśmy dłużej gdyby nie fakt, że do pokoju wszedł równie zaszokowany Izzy.
- Chłopaki czy was też dziwi zachowanie Rose’a? – zapytał patrząc na nas. My tylko skinęliśmy głowami a ja położyłem się na łóżku. Nie brałem tabletek już drugi dzień ale wiedziałem, że dziś bez nich nie dam rady. Chłopaki dyskutowali jaki prezent kupić Amy a ja zasnąłem. Obudziło mnie brutalne potrząsanie za bark.
- Hudson wstawaj. Mamy próbę zapomniałeś? – wrzeszczał Axl stojąc nade mną. Widać było, że był wściekły choć tak naprawdę nie wiedziałem na co.
- Dobrze, już dobrze ruda wiewióro. – powiedziałem sennie i przetarłem oczy. Wstałem, wziąłem swoje ciuchy sceniczne i gitary oraz pastylki bez których o żadnym graniu nie mogło być mowy. Rose poganiał mnie na każdym kroku a gdy byliśmy już w windzie klął na czym świat stoi sądząc, że jedzie za wolno. Gdy wreszcie zeszliśmy do hotelowego baru, gdzie panował wszechobecny róż aż mnie zemdliło. Spojrzałem błagalnie na chłopaków i wszedłem na scenę. Zagraliśmy parę utworów i gdy nadszedł czas występu czekaliśmy na honorowych gości. Po jakimś czasie zeszli do nas chłopaki z Motley poinformować, że Amy już idzie. Stanęliśmy na scenie i czekaliśmy aż mała jubilatka wejdzie. Axl specjalnie dla dziewczynki przygotował rockową wersję sto lat, którą piłował nas przez pół godziny i gdy tylko Amy weszła do baru zaczęliśmy grać. Dziewczynka była urzeczona tym, że zespół, który ubóstwiała teraz gra na jej urodzinach. Piszczała i skakała przy scenie a jej mama wpatrywała się w Axla z uznaniem. Graliśmy równo do dwudziestej trzeciej i gdy impreza się skończyła poszliśmy spać. Mnie Saul musiał zanieść do łóżka bo z bólu nie mogłem postawić ani jednego kroku i powiedział, że jeśli nie będę uważał, to nasza babcia będzie się o nas jutro bardzo martwić. Położył mnie do łóżka a potem z chłopakami szybko się spakowali oraz przygotowali wszystko do rannej pobudki. O piątej rano ktoś zapukał do naszych drzwi. Do pokoju weszła młoda kobieta i kładąc palec na ustach podeszła do mnie i delikatnie zdjęła usztywnienie z ręki.
- Co pani robi? – zapytał Saul, który obudził się tuż przed budzikiem.
- Spokojnie jestem lekarzem, pan Rose mnie wezwał by sprawdzić jak zrasta się ręka pańskiego brata i by się dowiedzieć jak wielkie są obrażenia, które ona doznała. – powiedziała kobieta i patrząc na dokumentację medyczna kiwała z uznaniem głową.
- Pański brat jest bardzo silny jeśli z takim złamaniem może grać. Jadę z panami do Anglii by dalej kontynuować jego leczenie. A teraz proszę pozwolić mu jeszcze spać. Powiedziałam panu Rose’owi, że pański brat oraz pan pojawią się na lotnisku przed samym samolotem. Czy jeszcze ktoś ma z nami dojechać? – zapytała kobieta. Saul wskazał zarówno na Duff’a jak i na Izzy’ego i sam poszedł się jeszcze położyć. Jednak nie spaliśmy za długo bo po piętnastu minutach do drzwi zaczął walić Axl.
- Wstawać mamy samolot za trzy godziny, musimy dojechać na lotnisko. – wrzeszczał i spojrzał na panią doktor. Nie powiedział słowa  wyszedł z pokoju. Zeszliśmy jako pierwsi i oddaliśmy klucze. Oczywiście spakowaliśmy nasze walizki do autokaru i czekając na Rose’a i resztę ekipy gadaliśmy między sobą. Gdy na schodach wreszcie Kirsten, Amy, Rose i chłopaki z Motley Crue odetchnęliśmy z ulgą. Pani doktor powiedziała całej ekipie, że zostaje bo moja ręka jeszcze wymaga leczenia. O dziwo nikt nie zaprotestował, a Axl się tylko uśmiechnął. Gdy wreszcie wsiedliśmy do samolotu do Anglii nie mogłem zasnąć. Chciałem już zobaczyć babcię oraz naszą z Saulem ojczyznę, z której tak niedawno musieliśmy uciekać.