piątek, 21 września 2012

Rozdział XIX





Siedzieliśmy na próbie i czekaliśmy na pojawienie się Axla. Nie wiedzieliśmy co takiego mogło go zatrzymać. Gdy wreszcie się zjawił, spojrzał na mnie z niemałym zdziwieniem.
- A ty Reno co tu robisz? Przecież kurwa gitary to ty raczej nie utrzymasz, więc nie rozumiem czemu siedzisz na próbie i dajesz mi nadzieję, że możesz zagrać? – wrzeszczał Rudy i patrzy ł na mnie. Uśmiechnąłem się tylko bo wiedziałem, że grać mogę ale nie za długo.
- Wiewiórze a kto ci powiedział, że nie mogę grać? Mam złamany obojczyk, nie palce. A gitarę utrzymam na drugim ramieniu. Więc nie rób za moją mamusię tylko rób swoje. – powiedziałem na co Rudy tylko prychnął. Cała próba trwała trzy godziny więc po jej zakończeniu poszedłem się położyć by zregenerować siły. Nic nikomu nie mówiłem ale ręka mnie bardzo mocno bolała jednak wiedziałem, że jak tylko coś powiem to Rose będzie tryumfował a na to nie mogłem pozwolić. Lekarz na takie właśnie sytuacje przepisał mi eksperymentalny wtedy lek o nazwie Vocodin. Powiedział mi jak mam go brać i ostrzegł, że jeśli nie będę tego przestrzegał to mogę się uzależnić. Przed samym koncertem wziąłem więc dwie tabletki i ból minął jak ręką odjął a ja byłem na lekkim haju. Powiedziałem jednak bratu, że to działanie leku więc Slash nic nie podejrzewał. Graliśmy jako drudzy więc nasze wyjście na scenę się lekko opóźniło bo Axl tak się spił, że trzeba było doprowadzić go do porządku. Gdy jednak wreszcie przejęliśmy scenę daliśmy koncert, którego nikt z nas miał nie zapomnieć do końca życia. Nie wiedzieliśmy jeszcze wtedy, że na Hawajach mieszka były Kirsten oraz, że planuje jak tu ściągnąć żonę z powrotem do siebie. Po koncercie jak zwykle poszliśmy na afterparty, a Axla porwał jakiś dziennikarz stacji telewizyjnej pod pretekstem zrobienia z nim wywiadu. Gdy tylko weszliśmy do Sali gdzie odbywało się przyjście od razu zobaczyliśmy, że coś jest nie tak. Kirsten, która zawsze pilnowała nas byśmy za dużo nie wypili siedziała przy barze i piła jednego drinka za drugim a to wszystko popijała wódką. Razem z bratem podeszliśmy do niej a Izzy’ Duff i Steven poszli do chłopaków z Motley by z nimi pogadać. Usiedliśmy przy barze, ja zamówiłem colę a Saul szklankę kolegi Danielsa.
- Kirsten nie sądzisz, że powinnaś już przestać. W jakim stanie chcesz pokazać się Amy? – zapytałem ale kobieta nawet na mnie nie spojrzała. Próbowaliśmy wszystkich znanych nam środków by skłonić ją do powiedzenia czegokolwiek. W końcu podszedł do nas Duff i to właśnie on znalazł sposób.
- Kirsten dam ci kolejnego drinka jeśli powiesz o co chodzi  dlaczego zalewasz się w trupa. – powiedział tak stanowczym tonem, że ja i Slash zdębieliśmy.
- Bo on… On… - mówiła kobieta bełkocząc. – Ten drań porwał mi córkę. Tuż przed waszym wejściem dostałam ten list. On ma też Axla więc nie wygląda to za różowo. – powiedziała ostatnie słowa płacząc. – Chce bym do niego wróciła, wtedy wypuści Axla, a ja i Amy mamy z nim zostać. – zakończyła swoją wypowiedź nasza managerka. Tego już nie wytrzymałem, wstałem ze stołka i zawołałem pozostałych chłopaków.
- Słuchajcie jest sprawa, musimy uwolnić Amy i Axla z rąk byłego Kirsten. Porwał ich i szantażuje naszą manager. Mam nadzieję, że pomożecie. – powiedziałem a wszyscy skinęli głowami. Wzięliśmy ze sobą jeszcze paru ochroniarzy, którzy jak poznali sytuację zgodzili się bez problemu i pojechaliśmy pod dom Damiena bo tak się ten facet nazywał. Poszliśmy ze Slashem i z Kirsten pod drzwi domu a reszta poszła poszukać otwartego okna. Na szczęście okazało się, że drzwi garażu są uchylone więc weszli do domu a my czekaliśmy z jeszcze dwoma ochroniarzami aż ten dupek otworzy nam drzwi. Dopiero o jakimś czasie w drzwiach pojawił się rosły mężczyzna o rudych, krótkich włosach i piwnych oczach.
- O witaj kochanie. Jednak postanowiłaś do mnie wrócić. Nawet nie wiesz jak się cieszę. A teraz wejdź do domu musimy poważnie pogadać. Nie pamiętasz, że mnie Damiena Blacka się nie zostawia? – zapytał i już chciał uderzyć kobietę w twarz gdy jeden z ochroniarzy zareagował. Wykręcił mu rękę do tyłu i zaczął recytować mu z pamięci jego prawa. Okazało się, że obaj mężczyźni są z policji i już od dawna zasadzali się na tego mężczyznę. Reszta chłopaków przeszukiwała w tym czasie dom. Chodzili od drzwi do drzwi by wreszcie znaleźć te właściwe. Były zamknięte ale zza nich dochodził do ich uszu płacz dziecka. Duff, który zawsze najpierw robi a potem myśli wyważył drzwi jednym kopnięciem i siedmiu facetów wpadło do pomieszczenia. W pokoju był Axl, Amy i jakaś starsza kobieta.
- Witam panów jestem Margo i jestem tu panią domu oraz mamą Damiena. Czego panowie chcieli? – zapytała. W tym samym czasie my zdążyliśmy już dotrzeć na górę.
- Chcieliśmy odzyskać moją córkę i pana Rose’a. A ty nam w tym nie przeszkodzisz. Niestety mam postanowienie sądu, w którym jest napisane czarno na białym, że masz zakaz zbliżania się do mojej córki. A teraz odejdź od niej i nie próbuj żadnych sztuczek. – powiedziała Kirsten, która po drodze trochę otrzeźwiała. Babka Amy i matka Damiena została zakuta w kajdanki tak jak jej synek i odwieziona na komisariat a my wróciliśmy do hotelu. Przez całą drogę Amy tuliła się do mamy i Axla a ja przysypiałem z bólu. Nawet nie wiem jak znalazłem się w pokoju i we własnym łóżku. Po koncercie na Hawajach mieliśmy jeszcze parę dni zapasu więc zostaliśmy by nabrać sił przed koncertami w Anglii. Cieszyliśmy się, że znów zobaczymy swoją ojczyznę i babcię, która jak tylko się dowiedziała, że przyjeżdżamy wynajęła sobie pokój w tym samym hotelu, w którym i my zamieszkamy by spędzić te parę dni razem z nami.

wtorek, 18 września 2012

Rozdział XVIII

Wreszcie doczekaliście się kolejnego wpisu. Wybaczcie, że tak długo nic nie piałem ale wena mnie kompletnie opuściła i nie umiałem sklecić poprawnie jednego zdania. Proszę również o wpisanie się pod tym postem osób, które chciały by być powiadamiane bo nie mając od was żadnego odzewu nie wiem czy ktoś w ogóle czyta moje wypociejstwo.



Tak mijały kolejne noce i dni. Zauważyliśmy, że Axl coraz bardziej się od nas oddala a coraz bardziej przybliża się do Kirsten. Saulowi i mnie to pasowało bo w końcu mogliśmy choć trochę odpocząć. Nie wiedziałem co mamy zaplanowane ani nie znałem kolejnych rozkładów dnia bo dostawaliśmy je w samolocie a potem szliśmy albo na jakieś wywiady albo na jakieś durne sesje, które nie były mi za bardzo w smak. Nienawidziłem jak ktoś mi robi zdjęcia bo uważałem, że wychodzę na nich jak palant albo etatowy ćpun. Gdy wreszcie dotarliśmy z trasą na Hawaje w samolocie Kirsten powiedziała, że mamy dwa dni wolnego i możemy sobie odpocząć a ona i Axl pojadą na krótki, dwudniowy urlop. Byłem tak padnięty, że nie dotarło do mnie co mówiła nasza managerka  więc po prostu kiwnąłem głową, że się zgadzam. Zameldowaliśmy się w najlepszym hotelu na wyspie i od razu położyłem się spać. Mieliśmy trzy osobowy pokój. Dzieliłem go z bratem oraz z Duff’em, z którym to bardzo się zżyliśmy podczas ostatnich dni. Wszyscy stwierdziliśmy, że właśnie odkryliśmy nasze powołanie, a było nim życie w trasie i zostawianie nas samopas szczególnie z chłopakami z Motley nie było dobrym pomysłem. Już pierwszej nocy mieliśmy się dowiedzieć jak krzepcy i skorzy do bójki są miejscowi ale i do tego dojdziemy. Obudziliśmy się koło 18  nie wiedzieliśmy co z sobą zrobić. Wreszcie do naszego pokoju wparował nawalony Nikki i powiedział, że idzie w miasto, obok niego stał dość trzeźwy Izzy i niekontaktujący Steven, który jako jedyny z naszej ekipy nie rzucił dragów. Mieliśmy go pilnować z Duff’em i Izzy’im ale nie było to łatwym zadaniem.
- Sixx’s to super pomysł tylko jest jeden szkopuł. Nie znamy miasta i co będzie jak się zgubimy? – zapytał Duff i spojrzał na Nikkiego. Pijany Sixx’s machnął lekceważąco ręką.
- McKagan, kurwa masz wolne i chcesz cały ten czas w pokoju przesiedzieć? Przespać się można i na plaży a rano wrócimy do hotelu. – powiedział bełkocząc tak, że połowy nie zrozumieliśmy.
- Nikki spokojnie, idziemy z wami. Zastanawiam się tylko co będzie jak się zgubimy. –powiedział wielkolud o blond włosach i poszedł się przygotować do wyjścia. Obaj z bratem wskoczyliśmy w jakieś czarne bezrękawniki i czarne skórzane spodnie, a gdy spojrzeliśmy na siebie zaczęliśmy się śmiać.
- Co tak rżycie jak głupi do sera? – zapytał Izzy wchodząc dalej do pokoju. Dopiero gdy nas zobaczył zrozumiał z czego się śmiejemy.
- Kurwa jak bliźniaki syjamskie wyglądacie. A tak swoją drogą skąd wy u licha macie takie wyjebane w kosmos koszulki? – zapytał Stradlin. Okazało się bowiem, że obaj ubraliśmy bezrękawniki z logo zespołu Rameness.
- Kupiliśmy w jakimś sklepie na trasie. Już nie pamiętam gdzie. – powiedział Saul i zarzucił na siebie swoją ramoneskę. Ja poszedłem w ślady brata. Schowałem pieniądze do wewnętrznej kieszeni w kurtce i wyszliśmy z pokoju. Oczywiście jak można się było spodziewać pod hotelem już od rana oczekiwał na nas tłum fanów, którym w głowie było tylko jedno, zdobyć nasz autograf bądź nasze zdjęcie.  Przebicie się przez ten tłum zajęło nam dobre dwie godziny po czym ruszyliśmy na podbój pubów. Odwiedziliśmy trzy czy cztery lokalizacje i żadna się nam nie spodobała. Dopiero kolejny pub na naszej trasie spełnił nasze wymogi. Nazywał się Hell Dog i jak się okazało był jednym z pubów, w którym nałogowo przesiadywali wszelkiej maści skini i punki. Jednak atmosfera tego miejsca tak na nas wpłynęła, że nie bacząc na krzywe spojrzenia klienteli oraz samego barmana weszliśmy do środka.  Wybraliśmy stolik pod ścianą i zamówiliśmy trzy butelki kolegi Danielsa. Piliśmy i gadaliśmy o tych koncertach, które były już za nami. Duff wymieniał swoje spojrzenia z basistą Motley a my gadaliśmy z Nikkim i pozostałymi członkami zespołu. Nawet nie zauważyliśmy jak z trzech butelek zrobiło się dziesięć i zaczęliśmy się dziwić co nas tak bardzo boli głowa. Wstaliśmy i gdy chcieliśmy wyjść drogę zastąpiło nam czterech mężczyzn. Spojrzeli na nas spode łba.
- Którzy z was to Saul i Reno Hudsonowie? – zapytał jeden z karków, który wydał mi się dziwnie znajomy.
- To my a o co panom chodzi? – zapytałem bo nie mogłem skojarzyć faktów. Dopiero gdy pokazał mi swój kastet zrozumiałem z im mam do czynienia.
- Spotkaliśmy się w L.A. – powiedział i jakby nigdy nic przywalił mi bez wyraźnego powodu w brzuch. Nie spodziewałem się ataku więc wylądowałem na ziemi zwijając się z bólu. Saul oczywiście rzucił się na faceta a za nim Duff i cała reszta. W końcu wstałem i zanim się obejrzałem znów leciałem na stół. Rozległ się cichy chrzęst a ja poczułem straszny ból. Nie pamiętam z następnych kilku godzin nic więcej poza strasznym bólem i jakimś dziwnym facetem, który próbował ode mnie wyciągnąć jak złamałem sobie obojczyk. Oczywiście niczego konstruktywnego się ode mnie nie dowiedział ale mój brat opowiedział wszystko policji i lekarzom, którzy zgromadzili się w klubie po tym jak właściciel ich wezwał. Okazało się, że ów kark był bratem tego gościa, który przed nagraniem płyty pobił mnie i Saula w Rainbow a teraz odsiaduje wyrok, który niby zapadł w tej sprawie. Włożyli mi więc rękę w ortezę i kazali oszczędzać. Wiedziałem, że nie mogę tego robić. Gdy tylko wróciliśmy do hotelu od razu położyłem się spać. Kolejny dzień zleciał nam byczeniem się na plaży i nabieraniem sił przed koncertem. Niestety na moim torsie widniał siny ślad od kastetu ale jakoś się tym nie przejmowałem a ludzie, którzy chcieli z nami zdjęcia jakoś zasłaniali i moją uszkodzoną rękę i wielkiego sińca. Na szczęście dla mnie to była lewa ręka, w której potrzebowałem tylko palców by móc grać, a prawą uderzałem odpowiednie struny. Gdy następnego dnia Kirsten i Axl wrócili i dowiedzieli się o tym, że ktoś mnie poturbował od razu wnieśli sprawę do sądu. Podobno z zeznań Saula wynikało czarno na białym, że zostałem zaatakowany i nie miałem się szans nawet bronić więc owy kark, który był sprawcą dostał trzy lata więzienia i dożywotni zakaz wchodzenia na nasze koncerty.

środa, 5 września 2012

Rozdział XVII


Po koncercie udaliśmy się do lokalu, w którym było zaplanowane afterparty. Pierwszy raz byliśmy na takiej imprezie i nie wiedzieliśmy co tak naprawdę mamy na niej robić. Po udzieleniu kilku wywiadów obaj z bratem usiedliśmy przy jednym ze stołów i zamówiliśmy jakieś drinki. Było nam tak szczerze powiedziawszy wszystko jedno bo i tak w centrum zainteresowania mediów był Axl. On błyszczał a my po prostu nie chcieliśmy się wychylać. Po chwili dołączył do nas Izzy z Duffem i razem wróciliśmy do hotelu.
- Chłopaki czuję się dziwnie z tym wszystkim. Nie wiem nawet jak mam się zachowywać na tym czymś po koncercie. Wiecie ja daję z siebie wszystko i chcę tylko położyć się do wyrka. – powiedział Izzy i poszedł do swojego pokoju.
- Chłopaki a wy też jesteście tak samo padnięci jak Stradlin? – zapytał Duff, poczym spojrzał na nas spokojnie.
- Nie, ja choć czuję zmęczenie nie chcę się jeszcze położyć. – powiedział Saul a ja skinąłem głową na potwierdzenie słów brata.
- No to co pogramy trochę? – zaproponował blondyn a ja i Saul tylko się uśmiechnęliśmy. Wyjęliśmy gitary akustyczne i zaczęliśmy coś tam brzdąkać. Położyliśmy się koło drugiej w nocy i nawet nie zauważyliśmy kiedy wrócili Axl i pozostali z imprezy. Następnego dnia obudziliśmy się wypoczęci i w dobrych nastrojach.  Zeszliśmy na śniadanie i zaczęliśmy się pakować by opuścić hotel. Razem z Duffem i Izzy’im byliśmy gotowi przed czasem i siedzieliśmy na murku przed hotelem. Nie spodziewaliśmy się, że przez ten czas fani, którzy byli na koncercie zmuszą nas do zostawienia im autografów. Gdy wreszcie z hotelu wyszedł Axl, Steven oraz chłopaki z Motley Crue ludzie jakby stracili nami zainteresowanie i zaczęli otaczać szczelnym kordonem pozostałych. Jakoś udało nam się uniknąć dalszych ekscesów i po rozdaniu autografów udaliśmy się na lotnisko. Gdy wreszcie siedzieliśmy w samolocie odetchnąłem z ulgą. Kirsten patrzyła na nas rozanielonym wzrokiem.
- Chłopaki ta trasa będzie strzałem w dziesiątkę. Wiecie coraz więcej stacji telewizyjnych i gazet chce z wami porozmawiać a jeszcze więcej chce mieć was na wyłączność. Saul, Reno macie umówiony wywiad od razu po przylocie do Colorado City, z wami idzie również Izzy i Duff. Axl i ja będziemy w tym czasie w lokalnej telewizji, którzy zażyczyli sobie przeprowadzić wywiad tylko z nim i ze Stevenem. Chłopaki z Motley mają w tym czasie wolne a potem się zmieniamy. Oto wasz pełny plan dnia tuż przed koncertem. Oczekuję, że wywiążecie się z niego równie śpiewająco z ostatniego koncertu. A teraz powiedzcie mi macie opracowane cos na bis? – zapytała kończąc swoją przydługą wypowiedź Kirsten. Axl energicznie skinął głową i po chwili podał nam pełną set listę kolejnego koncertu. Zdziwiliśmy ale nic nie powiedzieliśmy.
- Dobrze zatem. W Colorado City będą zaczynali chłopaki z Motley a wy będziecie główną atrakcją wieczoru. Wiem, że miało być inaczej ale po konsultacji z Williamem ustaliliśmy, że świetnie dacie sobie radę. A teraz życzę wam miłego lotu i oszołamiającego następnego występu. – powiedziała kobieta i usiadła nad jakimiś papierami z telefonem w ręku. My nie mając nic do roboty usiedliśmy na swoich miejscach i zaczęliśmy zajmować się swoimi sprawami. Przez dwa dni w samolocie atmosfera była tak napięta, że dało się ją kroić nożem. Cieszyłem się gdy wreszcie dotknęliśmy ziemi i pojechaliśmy do gazety. Zadawali nam tak durne pytania, że nie wiedzieliśmy czasem co na nie odpowiadać ale jakoś wspólnymi siłami z tego wybrnęliśmy. Po wyjściu z redakcji i przyjeździe do hotelu padliśmy jak muchy i zasnęliśmy. Spaliśmy dość długo i dopiero obudził nas skrzek Axla.
- Co wy tu kurwa robicie. Mamy występ i mamy próbę. Więc zbierać dupy i idziemy. – powiedział co bardzo niechętnie zrobiliśmy. Przez kolejne trzy godziny Axl piłował nas tak by wszystko było idealnie. W końcu zaczęliśmy żałować, że zrezygnowaliśmy z dragów. Nagle z pomocą przyszedł nam Izzy.
- Posłuchajcie, wiem, że mieliśmy z tym zerwać ale może teraz ostatni raz weźmiemy to świństwo? – zaproponował ale pokręciliśmy głowami. Izzy wyrzucił więc dragi do toalety i spuścił wodę. Uśmiechnęliśmy się do niego i czekaliśmy na swoje wyjście. Nie chcieliśmy patrzeć na występ chłopaków, bo wiedzieliśmy, że jeszcze nie jesteśmy w stanie ich przebić. Mieliśmy tylko nadzieję, że Kirsten wiedziała co robi.
- Guns N’ Roses wchodzicie za pięć minut. – powiedział jakiś facet, który wszedł bez pukania do pomieszczenia. Rozgrzaliśmy ręce i wyszliśmy z garderoby. Słyszeliśmy ogłuszający wrzask tłumów i gdy weszliśmy na scenę zaczęło się skandowanie naszej nazwy. Koncert był po prostu niesamowity. Graliśmy jak natchnieni a publika co jakiś czas wtórowała Axlowi w refrenach. Gdy po dwóch godzinach i trzech bisach zeszliśmy ze sceny ledwo wdzieliśmy na oczy. Na afterze pojawili się tylko Axl, Duff i Steven a ja, Saul i Izzy pojechaliśmy do hotelu. Padliśmy jak dłudzy na łóżka i nie słyszeliśmy nawet kiedy wróciła reszta. Zresztą nie obchodziło mnie to za bardzo. Spałem aż do czasu gdy nie zaczęli mnie budzić. Zresztą nie czułem się wyspany, zszedłem na śniadanie zjadłem jakiegoś rogalika i wypiłem trzy szklanki Coli. To mnie wreszcie postawiło na nogi, a potem zaczęliśmy się pakować.