poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział XVI



Gdy wreszcie wylądowaliśmy i odebraliśmy swoje bagaże chłopaki z Motley nie mogli się opędzić od fanów. O nas jakoś nikt nie słyszał co nas zbytnio nie zdziwiło, a nawet lepiej na mnie, Saula i Izzy’ego nawet to cieszyło. W końcu po nas nie było żadnych wielkich oczekiwań. Mieliśmy po prostu zrobić swoje i przekazać scenę Nikkiemu i jego zespołowi. Jednak ten dzień nie zaczął się tak jak planowaliśmy czyli zwiedzeniem miasta. O nie, najpierw mieliśmy jakiś wywiad do gazety a potem konferencję w sali, w której mieliśmy mieć koncert. Odzywał się głównie Axl, a my tylko sporadycznie coś dodawaliśmy jak nas zapytano. Zdziwiło nas to, że tak dobrze znają biografię każdego członka zespołu.
- Chłopcy jak myślicie skąd powstał wasz przydomek czyli Najniebezpieczniejszy Zespół Świata? – spytał jakiś nierozgarnięty reporter miejscowej gazety. Popatrzyliśmy po sobie i skinęliśmy głowami.
- Pewnie od tego, że co jeden z członków zespołu to przystojniejszy a każdy z nas z osobna mógłby podbić cały świat. A jak wiadomo tyle przystojniaków i energii w jednym zespole musi wybuchnąć na scenie. – powiedział Rose a my parsknęliśmy śmiechem.
- Reno powiedz nam czemu zawsze trzymasz się ze swoim bratem na uboczu? – zapytał ten sam dziennikarz.
- Wiecie ja i brat po prostu nie możemy się przyzwyczaić do tego co się wokół nas dzieje. To wszystko. Wiem, że to żadne wytłumaczenie ale taka jest prawda. – powiedziałem spokojnie a Saul skinął twierdząco głową. Siedzieliśmy tam jeszcze z jakieś pół godziny, a gdy wyszliśmy pojechaliśmy od razu do hotelu. Nie miałem ochoty na zwiedzanie miasta tylko na odpoczynek po konferencji. Axl, Duff i Steven poszli do hotelowej restauracji a ja z bratem i Izzy’im zostaliśmy na górze w pokojach. Po dosłownie chwili wpadł do nas zdyszany Duff.
- Chłopaki wiecie co dałem w swoim życiu pierwszy autograf, a potem pozowałem do paru zdjęć. – powiedział i klapnął ciężko w fotelu.
- No proszę nasza zespołowa „żyrafa” zaczyna poznawać sławę. – powiedział Izzy i cała czwórka łącznie z Michaelem wybuchnęła śmiechem. Siedzieliśmy potem jeszcze i rozmawialiśmy o tym jak wyobrażamy sobie koncert. Gdy w drzwiach stanęli wreszcie Adler i Axl wiedzieliśmy, że musimy się zbierać.
- Panienki ruszyć dupę, przebieramy się i jazda rozgrzać publikę. Wiecie Nikki i reszta na nas liczą, a poza tym pokażmy im, że jesteśmy tak samo dobrzy jak oni i możemy mieć już własną, samodzielną trasę. – wrzasnął Rose i wszyscy wyszliśmy przed hotel. Do sali koncertowej zawiozła nas czarna limuzyna i zatrzymała się od tylnego wejścia. Gdy usłyszeliśmy wrzeszczący tłum pod sceną ugięły się pod nami kolana.
- A teraz przed państwem jeden z najlepiej zapowiadających się zespołów Ameryki. Sześciu jak sami o sobie mówią degeneratów, którzy spotkali się w Los Angeles. Zespół Guns N’ Roses. – powiedział konferansjer i wypchnął nas na scenę. Pierwsi weszliśmy ja i Saul, po czym w kompletnej ciemności dał się słyszeć głos Axl’a.
- You know where you are, you In the jungle baby. You’re gonna die. – powiedział jak zwykle swoim skrzekliwym głosem a potem w kaskadzie oślepiających świateł rozległy się pierwsze dźwięki naszych gitar zwiastujące nadejście Welcome to the Jungle. Gdy utwór przeleciał Axl podszedł do mikrofonu i zaczął jak to on coś pieprzyć od rzeczy.
- Wtam was starceńcy, którzy przyszli na koncert dwóch zajebistych zespołów. Pierwszy z nich właśnie macie na scenie, z na drugi będziecie musieli trochę poczekać. A teraz piosenka mówiąca o tym, że trzeba mieć coś oprócz talentu by zabłysnąć jasno na rockowym nieboskłonie. Panowie dajmy czadu. Przy mikrofonie Duff McKagan – wrzasnął Axl i oddał głos zaskoczonemu Duffowi. Z towarzyszeniem Axla minęła i ta posenka. Później poleciał prawie cały nasz album a na koniec występu Axl spojrzał na nas i lekko się uśmiechnął.
- A teraz by was trochę ostudzić byście nie zdechli podczas występu Motley Fuckin’ Crue zagramy dla was przerobioną przez mojego najlepszego przyjaciela piosenkę. Mówi ona o tym, że każdy z nas potrzebuje trochę zwolnić i mieć w sobie Little Patience. – powiedział Rose i Duff zaczął odliczać tempo. Później włączył się Axl z gwizdaniem i Izzy ze swoją gitarką a na końcu weszliśmy ja i Saul. Zaczęliśmy grać i o dziwo usłyszeliśmy jak tłum wtóruje Axlowi przy refrenie. To był dla nas niemały szok ale i wielkie uznanie. Gdy wybrzmiały ostatnie dźwęki Patience tłum oszalał a my dostaliśmy rzęsiste oklaski. Mikrofon znów przejął Axl i powiedział.
- A teraz scenę oddajemy synom szatana i Lilith, chłopakom, którzy nie znają strachu. Przed wami szatański zespół Motley Crue. – wyskandował ostatnie słowa i cała Masza szóstka zniknęła ze sceny. Krsten stała jak zaczarowana przez cały nasz koncert i czekała, aż zejdziemy ze sceny.
- Chłopaki to było cudowne. Mam nadzieję, że utrzymacie taką formę do końca trasy. – powiedziała i rzuciła się Axlowi na szyję. Zdziwiło nas to zachowanie ale nic nie powiedzieliśmy tylko grzecznie poszliśmy do naszej garderoby. Przebraliśmy się w wygodne ciuchy i weszliśmy za kulisy by popatrzeć co z publiką robią Nikki i chłopaki. Wtedy zobaczyliśmy prawdziwy ogień i postanowiliśmy, że i my będziemy kiedyś dawać takie koncerty.

4 komentarze:

  1. piszesz bloga i ujawniasz mi się dopiero teraz :D?! Zaraz zabieram się za czytanie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej ;D
    Pierwszy raz widzę bloga z opowiadaniem, którego nie pisze dziewczyna. Muszę to przeczytać i przeczytam na pewno. A póki co dzięki za komentarz na Tęczach (i za polecanie tego!)i dodaję u siebie do linków xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma za co. Twoje opowiadanie o Gunsach jest świetne. Spodobało mi się i poleciłem.

      Usuń