poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział XI



Do oficjalnego wydania płyty zostało nam jeszcze kilka tygodni. Nie wiedzieliśmy co robić z wolnym czasem, którego nagle nam zrobiło się tak dużo. Obaj ze Slashem chodziliśmy ciągle na głodzie bo chcieliśmy zerwać z trawiącym nas nałogiem narkotykowym. Obiecywaliśmy sobie za każdą kolejną dawką, że ta będzie ostatnia i kolejnej już nie weźmiemy. Jednak najgorsze było w tym wszystkim to, że Izzy, który siedział w tym gównie tak samo jak my zaczął zajmować się dealerką. Oczywiście dawał nam tylko sprawdzony towar a resztę poprzez zaufanych ludzi rozprowadzał wśród ćpunów w Los Angeles, których jak się okazało było bardzo wielu. Przed każdym kolejnym koncertem musieliśmy wziąć dawkę naszego „Cudownego leku na odprężenie”, bo bez niego nie potrafiliśmy zagrać ani jednej nuty. O dziwo nawet Axl zaczął się z nami w to bawić jednak gdy zobaczył co się z nami dzieje szybko się opanował i choć było ciężko jakoś z tego wyszedł a my dalej siedzieliśmy w szponach nałogu. Nie wiedzieliśmy co było gorsze. To, że Axl pił na umór czy to, że Steven stał się tak pazerny na Herę, że bez tego nie chciał nawet grać na próbach. Próby oczywiście mieliśmy codziennie ale tam jakoś udawało się nam grać bez brania „pokarmu bogów”. Rose wiele razy nas chwalił i mówił, że bez tego brązowego świństwa gramy świetnie ale gdy przychodziło do kolejnego koncertu musieliśmy wziąć choć odrobinę by dać porządnego czadu na scenie. Nie wiedzieliśmy dlaczego ale od czasu pamiętnego koncertu w Rainbow zabijały się o nas nie tylko wszystkie znaczące kluby w Los Angeles ale też wszystkie wytwórnie płytowe i wydawnictwa muzyczne. Przez parę tygodni graliśmy po dwa, trzy koncerty w różnych miejscach a gdy wracaliśmy do domu szliśmy się do łóżek i padaliśmy jak muchy wycieńczeni. Axl po takich trzech występach ledwo trzymał się na nogach a my mieliśmy takie jazdy, że czasem nie wiedzieliśmy co się z nami dzieje. Na dwa dni przed wydaniem naszej pierwszej płyty nasi koledzy już wtedy z Motley Crue zaprosili nas do siebie na balangę. Wiedzieliśmy, że oni również ćpają i piją na potęgę. W końcu nie raz widzieliśmy jak Nikki obejmował kibel po zbyt wielkiej ilości alkoholu. Impreza miała trwać cały dzień i całą noc. Powiedzieliśmy więc Williamowi, że idziemy na popijawę i wyszliśmy z domu. Kwatera chłopaków z Motley była skromna ale ich własna. Gdy weszliśmy to na początku każdy z nas dostał po szklance naszego dobrego kolegi Jacka Danielsa by wypić to duszkiem i dopiero wtedy mogliśmy wejść dalej. Okazało się, że oprócz Nikkiego i spółki w domku na obrzeżach miasta siedziało też kilka panienek. Dziewczyny zaczęły się do nas wdzięczyć i zapraszać do zabawy. Dopiero po trzeciej szklance Jacka zrozumiałem co te laski ode mnie chcą.
- Choć tu do mnie chłopczyku. Chcę ci coś powiedzieć na uszko. – powiedziała jedna z nich gdy byłem już dość porządnie wstawiony i zaciągnęła mnie do sypialni. Gdy już tam byłem przeprosiłem ją na chwilkę bo musiałem wziąć swoją dawkę hery, bez tego nie mogłem się nawet bawić. Gdy już dałem sobie w żyłę, wróciłem do dziewczyny. Leżała naga jak ją pan bóg stworzył i zapraszała mnie do siebie. W narkotykowym widzie jawiła mi się jako piękna księżniczka, która zaprasza mnie bym objął tron w jej królestwie. Podszedłem do niej a ona zaczęła się bawić moim rozporkiem. Gdy już wsunęła rękę w bokserki jęknąłem cicho.
- Spokojnie mój ty rycerzyku na białym koniu. Wstrzymaj swój miecz zanim zabijesz tego straszliwego smoka, który mieszka w mojej jamce. – mówiła a jej oddech lekko owiewał moją szyję. Ściągnąłem z siebie koszulkę a ona pozbawiła mnie spodni i bokserek.
- Opowiedz mi o tej gadzinie co tak ciebie dręczy piękna pani. – poprosiłem mięknąc w jej wprawnych rękach.
- Och szlachetny rycerzu on jest wręcz przeokropny. Ma czarne łuski i wielkie czerwone ślepia i zieje ogniem tak mocno, że czuję, że mnie od środka wypali. Proszę pomóż mi go zwalczyć bo boję się, że zaraz spłonę w jamie tego potwora. – powiedziała naprowadzając mojego już mocno nabrzmiałego i twardego członka na swoją dziurkę. Najpierw wsunąłem tam tylko koniuszek penisa jak bym sprawdzał czy jest bezpiecznie. Usłyszałem cichy jęk dziewczyny.
- Co się stało moja pani? – zapytałem, patrząc na nią pijanym i naćpanym wzrokiem.
- Smok, smok mnie zaraz strawi. Walcz dzielny rycerzu, walcz o moje ocalenie. – powiedziała a ja w tym momencie wszedłem w nią całą swoją męskością. Jęczeliśmy oboje a ja przyśpieszałem widząc ową czarną poczwarę w jamie, w którą nagle w narkotykowym widzie zmieniła się sypialnia. Poruszałem się w niej coraz szybciej i szybciej jakbym chciał jak najszybciej zabić tą maszkarę. Dziewczyna coraz częściej wyginała się w łuk i gdy wreszcie zadałem ostateczny cios gadzinie z mojego członka wytrysnęło ciepłe nasienie i zalało jej dziurkę.
- Ach dziękuję ci cny rycerzu. Ubiłeś gadzinę a teraz gdy odpoczniesz chwilkę pójdziemy na ucztę. – powiedziała i oboje opadliśmy na pościel. Przez półgodziny leżeliśmy i uspokajaliśmy swoje ciała by wreszcie ubrać się i wyjść z sypialni. Gdy wszedłem do salonu zacząłem się śmiać. Zobaczyłem mnóstwo różnokolorowych balonów rozwieszonych w całym salonie. Saul siedział i męczył się z dmuchaniem jednego a Steven pijany w trzy dupy ściskał balonika mówiąc, że to jego ukochana i nie da jej nikomu zabić. Koło Stevena kręcił się Nikki z igłą od strzykawki a Duff i reszta członków Motley gdzieś zniknęła. Usiadłem przy Slashu i wziąłem do dmuchania jednego z balonika. Dmuchałem popijając Danielsem. Dziewczyna, którą obracałem gdzieś się ulotniła a ja będąc coraz mocniej pijany dalej dmuchałem balona. Stawał się on coraz to większy i większy. Nagle rozległ się głośny huk a siedzący przy mnie brat zaczął się śmiać.
- Oj kochany chyba przesadziłeś gdy dmuchałeś tą żabę. Zobacz ile teraz będziemy mieli sprzątania. – powiedział i znów wrócił do dmuchania swojego balona, który też miał już dość jak na moje oko.
- Twoja żaba też zaraz pęknie więc… - nie zdążyłem dokończyć i balon dmuchany przez Slasha pękł. Oboje zaczęliśmy się śmiać a potem rozejrzeliśmy się po pokoju.
- Ty a skąd tu tyle nadmuchanych żab się wziąło. To istna inwazja. A tu wpełzają na nas kolejne by je dmuchać. Dawaj musimy je zniszczyć. – powiedział Slash i biorąc kolejną flaszkę Danielsa zaczęliśmy dmuchać baloniki. Wszystkie, które się z nami spotkały pękły. Gdy się ocknęliśmy rano nie wiedzieliśmy skąd tu takie pobojowisko. Steven spał trzymając przy sobie różowy balonik mówiąc do niego przez sen, że nic mu się nie stanie. Duff i basista Motley spali obok siebie trzymając się za ręce a Nikki spał koło Stevena z igłą wbitą w rękę. Siedzieliśmy i nie bardzo wiedzieliśmy co też tu zrobić. W końcu zaczęliśmy cicho sprzątać strzępy balonów by nikt nie widział co też tu się działo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz