poniedziałek, 3 września 2012
Rozdział VI
Następne dni mijały podobnie. Wieczorem koncert, rano straszny ból głowy i praca. Axl o dziwo zawsze po imprezach miał niesamowitą wenę twórczą. Nie wiedzieliśmy dlaczego ani co to ma wspólnego z tym, że mamy managera ale podejrzewaliśmy, że Rose się po prostu zakochał. Któregoś dnia, jakiś tydzień po pierwszym naszym wejściu do Rainbow, Kirsten przyszła nam powiedzieć, że ma dla nas świetną wiadomość.
- Chłopaki załatwiłam wam godzinny występ w klubie. Wiecie w końcu musicie zaistnieć na scenie muzycznej. Będziecie grali dziś w Rainbow. Występ ma trwać godzinę a ja chcę usłyszeć tylko wasze kawałki. Axl mówił mi, że coś tam macie. – powiedziała i spojrzała na nas. Byliśmy tak zaskoczeni, że nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Ja i Saul patrzyliśmy na pozostałych, jak i na Kirsten ze strachem w oczach. Nie chcieliśmy się zbłaźnić przed całą śmietanką rockową sceny muzycznej.
- Tak, mamy kilka naszych kawałków i zapewniam cię, że występ będzie składał się tylko i wyłącznie z nich. – powiedział Axl i uśmiechnął się do kobiety.
- Może chcesz posłuchać paru z nich? – zaproponował.
- Axl usłyszę je podczas występu. Zatem chłopcy dziś usłyszy o was rockowy światek L.A. – powiedziała i wyszła. Rose spojrzał na nas i po śniadaniu zamknął się z nami w pokoju. Zaczęliśmy próbę. Graliśmy wszystko co do tej pory udało nam się napisać. Rose mierzył czas i niestety okazało się, że brakuje nam kilku piosenek. Brakowało tak naprawdę jednego utworu do pełnej godziny. Ale Axl jak zwykle był nie w sosie. Nie udało mu się niczego wymyślić. W końcu wyszedł z pokoju i poszedł się przejść. Zostaliśmy sami i wtedy Duff zaczął sobie coś tam brzdąkać.
- Możesz to powtórzyć? – zapytałem z nadzieję w oczach. Melodia może nie była jakaś porywająca ale coś mi zaświtało w głowie. McKagan zaczął grać a ja z bratem kombinowaliśmy jak wypełnić luki pomiędzy dźwiękami basu a gitarą Izzy’ego. Po trzech godzinach męki mieliśmy melodię, która sama w sobie była bardzo drapieżna. Problem był jeden. Brakowało nam słów. Usiedliśmy każdy w swoim kącie i staraliśmy się coś wymyślić. Duff siedział i nucił cały czas całą melodię i nagle zaczął coś tam mruczeć.
- Chłopaki, mam wiem jakie słowa będą do tego pasowały. – powiedział i zaczął grać wstęp a potem poleciały słowa:
[i]Yeah!
Attitude, 'tsa fuckin' attitude,
I can't believe what ya say to me,
You got some attitude[/i]
Po chwili do pokoju wszedł wkurwiony Rose.
- Czy wy… - zaczął ale nie skończył tylko stanął jak wryty. – Kurwa mać chłopaki to jest świetne. Czemu mi nie powiedzieliście, że macie tak zajebisty utwór. Tego właśnie szukałem. – powiedział i wyrwał Duffowi kartkę z ręki. Wniósł kilka poprawek i zadowolony zaczął śpiewać. Piosenka miała rzeczywiście niesamowitego kopa i o dziwo podobała się Rose’owi co było można uznać za duży sukces. Przez kolejne godziny Rawie nie wychodziliśmy z pokoju ciągle próbując udoskonalić nasze brzmienie. Gdy w końcu doszliśmy do perfekcji do pokoju wszedł William i jego córki.
- Chłopcy to co jesteście gotowi na wielki dzień? – zapytał a my skinęliśmy głowami.
- No to w takim razie należy wam się prezent. Reno, Slash wiem, że wasze gitary ledwo żyją. Dlatego kupiłem wam nowe. To dobra firma, nie wiem tylko czy wam się spodobają. Oto one to są gitary firmy Gibson a model to Les Paul. – powiedział i podał nam dwa futerały. Gdy otworzyliśmy naszym oczom ukazały się dwa całkowicie od siebie różne instrumenty. Slasha miał pudło w kolorze brązowym z lekkim przydymieniem a moja była cała czarna z niewielką białą wstawką przy przetwornikach. Staliśmy i nie wiedzieliśmy co powiedzieć.
- Duff, Izzy dla was również mam podarunek w postaci gitar a dla ciebie Steven profesjonalny zestaw perkusyjny. – powiedział i pokazał im ich prezenty. Axla zostawił na koniec.
- Dla ciebie zaś mam coś, co powinno ci pomóc w śpiewaniu. Oto profesjonalny mikrofon razem ze statywem zaprojektowany specjalnie pod ciebie. – powiedział i wręczył Axlowi zestaw. A teraz odpocznijcie i przygotujcie się do występu. Za jakieś dwie godziny będziemy wyjeżdżali. – powiedział William.
- Dziękujemy. – wykrztusiliśmy wreszcie. William się uśmiechnął i wyszedł a za nim wyszły i jego córki a my zaczęliśmy się przygotowywać do najważniejszego występu w naszym życiu jako zespołu. Zastanawialiśmy się jak będzie wyglądać nasz występ. Jak go odbiorą inni i jak potem zostanie on opisany. Wiedzieliśmy, że będzie nas oglądać wymagająca publika. Po upływie dwóch godzin siedzieliśmy już w samochodzie. W naszym gronie można było wyczuć wielkie napięcie i wielkie nadzieję związane z tym występem, który miał być przed nam
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz