poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział V


Klub przed, którym się zatrzymaliśmy nazywał się Rainbow. Dla mnie i Slasha była to normalna nazwa jak każda inna, ale dla pozostałe czwórki chłopaków był on świątynią, do której jeszcze nigdy nie mieli wstępu.
- No co tak stoicie? Klub jak klub, nie zje was. – powiedział Saul a ja przytaknąłem mu kiwnięciem głowy.
- Czy ci rozum odjęło Hudson? Wiesz co to za klub? – wykrzyczał Axl na całą ulicę.
- Z tego co mi wiadomo nosi nazwę Rainbow. Tyle wiem. – powiedział Saul i spokojnie kierował się do wejścia.
- Zwariowałeś Hudson, nie możesz tam wejść. Tam przychodzą największe gwiazdy rocka. My się do nich nie zaliczamy. Nie mamy nawet wstępu do tego klubu. – wrzasnął Rose i spojrzał na mnie i brata. Stanęliśmy jak wryci po tym co powiedział Axl i nie wiedzieliśmy co zrobić. Przez dłuższy czas staliśmy jak te cioty wpatrując się w kolorowy neon z nazwą klubu. W tym samym czasie z samochodu wysiedli William i jego rodzina oraz nasza managerka.
- No co tak stoicie chłopcy. Wejdźcie do środka. Ten klub was nie pogryzie. – powiedziała i wzięła Axla pod rękę. Pokazała jakąś wizytówkę i wprowadziła naszego wokalistę do środka.
- Poczekajcie tutaj. Zaraz do was wyjdę. Muszę tylko coś załatwić. – powiedziała Kirsten i zniknęła w środku. Staliśmy jak wryci nie wiedząc co robić. Wlliam tajemniczo się uśmiechał a jego córki patrzyły na nasze głupie miny.
- Wszystko będzie dobrze. Nie przejmujcie się. Wiem, że dla was to pewnie świątynia, w której nie macie prawa być, jednak razem z Kirsten uznaliśmy, że powinniście dostąpić tego zaszczytu już teraz. Zaraz będziecie mogli poznać swoich idoli. – powiedział spokojnie William i czekał aż Kirsten wyjdzie z wejściówkami dla chłopaków. Trwało to trochę ale w końcu w drzwiach pojawił się rozradowany Axl i wręczył nam wejściówki do klubu.
- Chłopaki czy wy to rozumiecie. W tym klubie są wszyscy najwięksi. Ja pierdzielę poznamy gwiazdy rocka czy wy to rozumiecie? – pytał nas Axl a my tylko kiwaliśmy głowami. W końcu weszliśmy do klubu. Podekscytowany Rose prowadził nas dumnie do stolika, przy którym siedziała Kirsten.
- Witajcie w raju. – powiedziała. I wskazała nam nasze miejsca. Cieszyłem się, że siedzę koło brata bo czułem się trochę nieswojo. Patrzyłem na pstrokate ściany i równie pstrokate stoliki. Trochę mi się kołowało w głowie. Axl trajkotał jak to miał w sowim zwyczaju. Kochał po prostu być w centrum uwagi. Po kilku minutach podszedł do nas jakiś mężczyzna. Przywitał się w Kirsten i Williamem i spojrzał na nas.
- To ma być ten super zespół? Chyba sobie żartujecie. To jakaś zbieranina dzieciaków. Co oni w ogóle tu robią. – powiedział.
- Mick spokojnie, nie słyszałeś ich i nie widziałeś co potrafią zrobić z publiką. Nie oceniaj ich po wieku. – powiedziała kobieta i spojrzała na nasze wielkie jak pięć złotych oczy.
- Poznajcie Micka Jaggera. Wokalistę i współzałożyciela The Roling Stones. – powiedziała i uśmiechnęła się szeroko. Patrzyła na nasze miny.
- O kurwa, nie wierzę. – wypalił Steven. – To naprawdę ty? Kurwa mam wszystkie wasze płyty. Jesteście świetni. – zaczął trajkotać. Z pomocą przyszedł mu Axl.
- Przepraszam za kolegę. On ma tak zawsze cały czas mu się gęba nie zamyka. Jest naszym pałkerem. Ci dwaj co siedzą koło siebie i wyglądają jak nastroszone sowy  to nasi gitarzyści prowadzący, ten wielki blondyn to nasz basista a ten czarnowłosy co siedzi koło Stevena to nasz rytmiczny. Miło cię poznać. Chcesz kiedyś posłuchać jak gramy? – zapytał Axl i patrzył na Jaggera jak na muzyczne objawienie.
- Z chęcią, bo po tym co mówiła Kirsten jesteście świetni. A jak ty masz na imię? – zapytał wokalista Stonsów.
- Oj wybacz ja jestem Axl i jestem wokalistą tego zespołu. – powiedział i spojrzał na Jaggera. Po chwili przysiadł się do nas cały zespół. Nie pamiętałem co się stało później, bo po szóstej kolejce jakiejś wódki odpłynąłem. Obudziłem się dopiero w domu Williama następnego dnia z okropnym bólem głowy. Axl siedział przy stole i pisał tekst piosenki.
- O nasza panienka wstała.  Wypierdalaj do łazienki i przyłaź tu z gitarą musisz mi coś przegrać. – wrzasnął na mnie Rose.
- Ciszej kurwa palancie obudzisz całą resztę. Łeb mi pęka. Umyję się i będę twój ale nie wrzeszcz na mnie. – warknąłem i zniknąłem w łazience. Lodowaty prysznic przywrócił mnie o świata żywych. Ubrałem się w woje normalne ciuchy i polazłem do Rose’a z gitarą.
Axl pokazał mi tekst.

[i] Take me down to the paradise city
Where the grass is green
And the girls are pretty
Take me home (Oh, won't you please take me home)[/i]

Głosiły pierwsze linijki tekstu.
- E powiedz mi co ja mam tu grać. To słowa a nie nuty. – powiedziałem i spojrzałem na Rose’a.
- Ty mnie pytasz? Masz coś wymyślić razem z bratem. A i jeszcze jedno to ma być dzisiaj grane. – powiedział Axl i wyszedł z pokoju. Spojrzałem na słowa i zacząłem się zastanawiać jak ugryźć ten tekst od strony melodycznej. Po jakimś czasie zaczęli budzić się pozostali chłopcy i widząc nie siedzącego nad kartką papieru jęknęli.
- Rose znów nam każe coś zrobić? – zapytał Izzy i podszedł do kartki. Skinąłem mu głową i w piątkę zaczęliśmy rozpracowywać ten utwór. Po jakichś trzech godzinach pracy mieliśmy go już rozpisanego na partie dla każdego instrumentu oddzielnie i zaczęliśmy się ich uczyć by brzmiało to tak jakbyśmy grali ten kawałek od dawna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz