poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział III


Slash obudził się w jakimś łóżku w wielkim pokoju z potwornym bólem głowy. Nie pamiętał ani jak tu się znalazł ani odkąd w Hellhousie mają takie wygody.
- Kurwa gdzie ja do cholery jestem? – powiedział i od razu uciszyło go pięć głosów. Leżałem koło brata z potwornym bólem głowy i zastanawiałem się jak się tu znalazłem. Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju wkroczył znany mężczyzna.
- Witam moje odkrycie za milion dolarów. Macie piętnaście minut aby się ogarnąć, ubrać w to co wisi w szafie i idziemy na spotkanie z ewentualnym managerem. W końcu jesteście jednym z najlepiej zapowiadających się zespołów rockowych w całym, pieprzonym Los Angeles. – powiedział mężczyzna i skierował się do wyjścia.
- Przepraszam a może nam pan uświadomić co my tu do jasnej cholery robimy? – zapytał Slash, który nigdy nie bawił się w ceregiele. Mężczyzna stanął i uśmiechnął się.
- Jakto, nie pamiętacie? – zapytał ale widząc nasze głupie miny zrozumiał, że musieliśmy ostro wczoraj przesadzić z alkoholem. – Jesteście u mnie w domu. Od tej pory dopóki się sami nie dorobicie będziecie tu mieszkać. Dziś jeszcze pojedziemy do waszego jak to się wyraził Axl byłego lokum i zabierzemy wasze rzeczy a potem się zastanowimy co dalej robić i jak zmienić te wasze krzykliwe stroje. – powiedział właściciel Geffen Records. – A teraz dam wam chwilkę na odświeżenie się i doprowadzenie do porządku i czekam na was przy śniadaniu. – powiedział mężczyzna i zniknął. Wstałem by się otrząsnąć jednak głowa mnie bolała jak bym miał tak samo potłuczone szkło, które przy każdym ruchu w nieprzewidywalny sposób się przesypywało. Jako pierwszy z całej naszej szóstki doczłapałem się pod prysznic by się otrzeźwić. Strumień zimnej wody od razu dał mi kopa na nowy dzień. Wyszedłem z łazienki jak nowo  narodzony i od razu poszedłem do szafy. Zobaczyłem tak sześć idealnie skrojonych garniturów oraz sześć białych koszul. Skrzywiłem się na ten widok bo wprost nienawidziłem ubierać się oficjalnie. Nie mówiąc już o tym, że zawiązanie krawata było dla mnie czarną magią. Z utęsknieniem popatrzyłem na swoje jeansy i sprany czarny T-shirt, ale wiedziałem, że na spotkania tego typu będę musiał chodzić w gajerku. Na samą myśl miałem gęsią skórkę na całym ciele.
- Te pingwin, usłyszałem za sobą kpiący głos Adlera, odwróć się bo nie poznają kim ty jesteś. – powiedział i zaczął pokładać się ze śmiechu.
- Ja ci kurwa zaraz dam pingwina, blond włosy klownie. – warknąłem i podszedłem do lustra by związać sobie włosy. Adler zamarł a cała reszta będąca w pokoju zaczęła się śmiać.
- A wy z czego suszycie zęby? – zapytał zmieszany Adler. Slash w końcu zlitował się nad Stevenem i wskazał mu lustro. Adler miał twarz wymalowaną na biało, usta na czerwono i wściekle zielone cienie na powiekach.
- O kurwa, przyznać się, który z was to zrobił? – zaczął wrzeszczeć. W końcu Axl, który do tej pory milczał powiedział.
- Sam to sobie zrobiłeś. Zawlekliśmy cię z Duff’em pijanego w trzy dupy do garderoby a jak wróciliśmy byłeś już umalowany. – wyskrzeczał Rose. Od głosu naszego wokalisty wszystkich rozbolała głowa.
- Axl mógłbyś mówić troszkę ciszej lub mniej piskliwie. – poprosiliśmy a rudzielec się zagotował.
- A kto wam kazał tyle pić? – wrzasnął – Ale potem złagodniał. Dobra wiem ja wznosiłem ciągle kolejne toasty. Nie musicie mi tego przypominać. – dodał i powlókł się do łazienki. Gdy już wszyscy wyglądaliśmy jak pingwiny zeszliśmy na dół do wielkiej jadalni. Przy stole stał właściciel Geffen Records oraz jego żona i dwie córki Shiris oraz Susana. Gdy mężczyzna tylko nas zobaczył otworzył zdziwiony usta.
- No panowie wyglądacie jak na gentelmanów przystało. A teraz przedstawię wam moją rodzinę. To jest moja urocza małżonka Christina a to moje dwie córki Shiris oraz Susana. Mi i Slashowi zaczęły bić szybciej serca gdy zobaczyliśmy dwie dziewczyny. Shiris była piękną szatynką o długich włosach i zielonych oczach oraz pełnych ustach. Była dość wysoką dziewczyną i miała piękne piersi. Choć one najmniej mnie interesowały.  Susan natomiast była podobieństwem siostry z tą różnicą, że miała niebieskie tęczówki.
- Witamy piękne panie. – powiedzieliśmy chórem a ja i Saul od razu przyskoczyliśmy do dziewczyn by odsunąć im krzesła. Dziewczyny były tak zaskoczone, że wpierw nie wiedziały co zrobić jednak tylko przez chwilkę się wahały. Poczym usiadły przy stole a ja z bratem przysunęliśmy ich krzesła a potem sami zajęliśmy wyznaczone miejsca. Śniadanie minęło dość spokojnie i cieszyło nas, że nie było przy nim rozmowy o interesach tylko luźne gadki o tym co gramy i jak to się stało, że poznaliśmy i przekonaliśmy do siebie ich ojca i męża. Gadał głównie Axl bo kto jak kto ale ten potrafił nawijać. Nawet dokonał prezentacji każdego z członków zespołu choć co ciekawsze fragmenty ominął.  Gdy skończyliśmy śniadanie zaczęły się gorączkowe przygotowania do spotkania z managerem. William, bo tak miał na imię właściciel Geffen powiedział nam coś o tej, którą mieliśmy poznać. Spytał nas również czy my w ogóle mamy nazwę zespołu. Popatrzyliśmy po sobie i pokiwaliśmy przecząco głowami. Nagle Axl wpadł na pomysł.
- Chłopaki a co powiecie na Guns In Roses? – zapytał  popatrzył na nasze miny. Mi tam było obojętnie choć wydawało mi się to głupie. Izzy, który widać było, że intensywnie nad czymś myśli nie odezwał się w ogóle. Nagle odezwał się mój brat.
- Axl a ja mam inny pomysł. Guns N’ Roses. To bardziej do nas pasuje. W końcu jesteśmy nieprzewidywalni jak naładowany pistolet i mamy ostre kolce jak róże. – powiedział argumentując swoją propozycję. Wszyscy popatrzyli na Saula i pokiwali głowami. Tak właśnie powstała nazwa zespołu. Teraz tylko oczekiwaliśmy na spotkanie z managerką. Zastanawialiśmy się jak mamy się zachować. Czy pokazać jej od razu nasze atuty czy też pomału wprowadzać ją w nasz świat. Nie wiedzieliśmy tego jeszcze. Jednak jedno było pewne, że rozmowę na pewno w głównej mierze będzie prowadził Axl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz