poniedziałek, 3 września 2012
Rozdział XIII
To jednak nie był jeszcze koniec tej imprezy. Leżeliśmy w salonie i ryczeliśmy jak małe dzieci nad tym, że sami przedziurawiliśmy dmuchane lale choć byliśmy święcie przekonani, że zabijamy potwora. Najbardziej trzeźwy z nas, choć wszyscy mieliśmy już ostro w czubie był o dziwo Axl, który uśmiechnął się do nas i pociągnął mnie za włosy po podłodze.
- Choć opijemy śmierć naszych ukochanych a potem je zakopiemy by spoczywały w pokoju. – powiedział mocno pijanym głosem.
- A może iść z nami Slash? – zapytałem. – On też stracił ukochaną. – powiedziałem i spojrzałem na brata, który właśnie gramolił się z podłogi.
- Puść mojego brata podstępna żmijo. On niedawno stracił kobietę swoich marzeń a ty już chcesz go dosiąść i ujeżdżać. Jak śmiesz. Uszanuj jego żałobę. – powiedział i gonił nas na czworakach przez salon. Zamknął się dopiero gdy Axl zatkał mu usta szyjką butelki od Danielsa. Saul przechylił ją i wypił prawie połowę flaszki.
- Z drugiej strony to jesteś niczego sobie, tylko trochę płaska i coś dziwnego w cipki ci zwisa ale mi to nie przeszkadza. Może masz ochotę na mały numerek? – zapytał i podszedł zataczając się do Axla. Przycisnął go do ściany, tak że biedak nie miał gdzie uciekać.
- Kurwa Hudson opanuj się. Ja nie jestem laską baranie jeden. Idź do Nikkiego on ci da nową laskę tylko poproś by nie nadmuchał jej za mocno. – powiedział Rose i poszedł z kolejną sflaczałą lalką do jednego z pokojów. Włożył sobie jej korek do ust i zaczął dmuchać.
- Nie bój się piękna. Już ten gbur cię nie skrzywdzi. Ja nie dam ci zrobić krzywdy. – mówił i pompował dalej. Każdy kolejny wdmuch mógł spowodować pęknięcie. Rose był już tak nawalony, że nie wiedział co się dzieje. W końcu zatkał korek lali i padł na podłogę straciwszy przytomność. Ja ze Slashem widząc, że na suficie wiszą żaby zaczęliśmy się zastanawiać jak je stamtąd zdjąć i wygonić z domu. W końcu wpadliśmy na genialny, a przynajmniej tak nam się wydawało pomysł.
- Bracie a może by tak wziąć stół i je pozdejmować. Sądzę, że można by je jeszcze troszkę nadmuchać. Wiesz tak ładnie się na nas patrzą. – powiedziałem i zaczęliśmy pchać stół pod ścianę. Wleźliśmy na niego i zdjęliśmy jedną girlandę z baloników.
- Nie bójcie się żabki. Nie zrobimy wam krzywdy. – mówiłem niewyraźnie patrząc na Saula, który męczył się z gumką, który balonik - żaba miał związany dzyndzel.
- Kurwa mać co za debil związał żabie łapki recepturką. – powiedział wreszcie gdy się z nią uporał a powietrze zaczęło z niej uciekać.
- Bracie żaba ci się zmniejsza. – powiedziałem bardzo przepitym głosem. I oboje zaczęliśmy dopompowywać balony. Rosły coraz mocniej a my patrzyliśmy na nie zaciekawieni.
- Ty zobacz jakie ładne wielkie te żaby. Ciekawe kiedy będą miały dość. – powiedziałem chwiejąc się na stole i dalej dmuchając balon. Nagle balon pękł a śpiący w plątaninie rąk i nóg Duff obudził się z dzikim wrzaskiem.
- Indianie do nas strzelają. Chować się gdzie kto może. – biegał po salonie i wrzeszczał jak oszalały. Gdy zobaczył nas siedzących na stole pod ścianą bez zastanowienia wlazł pod niego i skulił się udając, że go tam nie ma. Pękł kolejny balon i kolejny i kolejny aż w końcu obaj z bratem zasnęliśmy na stole nadzy jak nas pan Bóg stworzył. Gdy po kilku godzinach otworzyłem zaspane oczy i zobaczyłem patrzącego na mnie Izzy’ego zdziwiłem się co on tu robi. Dopiero gdy podał mi szklankę wody odzyskałem przytomność do końca.
- Gdzie my jesteśmy i co tu robimy na golasa? – zapytałem kumpla patrząc na jego całkiem trzeźwą twarz.
- Jesteśmy w domu u Sixxa. Była tu wasza impreza urodzinowa, pamiętasz? – zapytał mnie Izzy a ja skinąłem głową. Wstałem, ubrałem się i zacząłem pomagać sprzątać Izzy’emu pobojowisko jakie zastaliśmy w pokoju. Nie pamiętałem dokładnie co się tu działo ale bałagan jaki zastaliśmy świadczył i tym, że było ostro. Powyjmowaliśmy noże z przebitych lal a je włożyliśmy do worków na śmieci. Ogółem nazbierało się tego z pięć wielkich worków. Pod koniec sprzątania pomógł nam Saul i całą trójką wyszliśmy na taras przed domem Nkkiego by pograć sobie coś na gitarach i poczekać aż reszta imprezowiczów się obudzi i odeśpi szaleństwa. Zastanawiało mnie co Duff robi pod stołem i jak tam się zmieścił ale wiedziałem, że jak wstanie to sam nam to wyjaśni. Około południa obudził się Axl, który idąc z pokoju wyrżnął się, potykając się o śpiącego jeszcze Stevena. Gdy wszedł do salonu i zobaczył Duff’a pod stołem zaczął się śmiać.
- Chłopaki a kto z was kazał mu tam wleźć i jak go tam położyliście, że się tam zmieścił? – zapytał ale ja, Izzy i mój brat wzruszyliśmy tylko rękami.
- Wybacz rudy ale my nie kazaliśmy mu tam włazić. Jak się obudziliśmy to tam leżał. Pewnie sam nam powie jak się obudzi. – powiedział Izzy i podstawił kolejne krzesło. Siedzieliśmy gdy nagle usłyszeliśmy głośny huk a potem głos Duff’a.
- Kurwa pierdoleni Indianie. Strzelali do nas i kazali wleźć mi pod stół. Pieprzeni, w dupę jebani czerwonoskórzy. A wy co się patrzycie ufoludki. Golasa nie widzieliście na oczy. – powiedział Duff wyzywając balony. A potem spojrzał na nas. Wciągnął swoje bokserki i spodnie po czym wyszedł na taras.
- Powie mi ktoś skąd tu się wzięli ci żabowaci kosmici? – zapytał drapiąc się w głowę McKagan i całą piątką wybuchliśmy śmiechem.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz